poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział 5 "Niszczyciel"

Głośny aplauz rozlegał się po całym klubie. Ludzie krzyczeli i piszczeli, gdy zespół schodził ze sceny. Każdy z członków był w świetnym nastroju, ponieważ nigdy nie zagrali lepszego koncertu. Jedynym, któremu nie udzieliła się ta radość był perkusista. Zamiast zostać z resztą zespołu, udał się na zaplecze budynku i zamknął się w garderobie, gdzie usiadł na czerwonej sofie. Czarne, długie włosy swobodnie opadały na jego ramiona, a brązowe oczy wpatrywały się w białą ścianę.
Nie spał dobrze już od kilkunastu dni. Miał jakieś dziwne koszmary o spanikowanej, czarnowłosej dziewczynie, która przed czymś uciekała i o wysokiej, ubranej na czarno postaci, usiłującej zabić najpierw nastolatkę, a potem jego. Miał już tego dość. Wizja swojej własnej śmierci coraz bardziej go przerażała. Z każdą kolejną nocą widział to coraz wyraźniej. Te sny pozbawiały go siły i chęci do życia. Jego znajomi zaniepokojeni zachowaniem perkusisty. Z zabawnego i pełnego optymizmu mężczyzny, stał się wycofanym samotnikiem. Muzyk czuł się osaczony z każdej strony. Był niemal pewien, że coś się niedługo wydarzy, ale nie wiedział co. Do garderoby wszedł gitarzysta zespołu.
- Hej, CC! Coś tak nagle zniknął. Idziemy z chłopakami na małe after party. Chodź z nami. Rozerwiesz się.
- Dzięki. Wolę zostać sam - odpowiedział spokojnie, przyglądając się czerwonowłosemu przyjacielowi.
- Dobra. Coś taki depresyjny, co? Ostatnio cię nie poznaję, stary.
- Aż tak to widać? - spytał z ironicznym uśmiechem. Tak naprawdę dostrzegał, że zespół się o niego martwi, jednak nie chciał z nimi rozmawiać o tym co od tak dawna zajmowało jego umysł.
- Nawet bardziej niż ci się wydaje. Co się stało?
- Nic. Znowu się nie wyspałem - odpowiedział dokładnie tak samo jak zawsze, unikając dalszego zagłębiania się w temat.
- Mówiłem żebyś poszedł z tym do specjalisty.
- Sam nie wiem.
- Żadnego mi tu "nie wiem". Spójrz na siebie. Gdzie jest ten zabawny Christian "CC" Coma, którego znam? - powiedział, kładąc jednocześnie rękę na ramieniu przyjaciela. - Brakuje nam ciebie.
- Może masz rację - mruknął ciemnowłosy odwracając nieco wzrok. - Dobra. Idź już, bo reszta na pewno na ciebie czeka.
- Poradzisz sobie?
- Mam już dwadzieścia cztery lata, więc załóżmy, że tak.
- Ok. Jak uważasz. Trzymaj się.
- Na razie.
CC znowu został sam i zaczął rozmyślać o tym co powiedział mu gitarzysta. Miał dylemat. Z jednej strony perkusista mógł popaść w jakąś paranoję i wszystko sobie wmawiać, a z drugiej czuł, że coś było zdecydowanie nie tak.
- "I to wszystko przez głupi koszmar" - pomyślał zrezygnowany.
Miał świadomość tego, że się zmienił. Kiedyś żył beztrosko. Był taki od zawsze. Z łatwością zdobywał przyjaciół i zawsze był duszą towarzystwa. Wszyscy wiedzieli, że impreza bez Chris'a to żadna impreza. Potrafił rozkręcić zabawę do tego stopnia, że zdarzało się nawet, że cierpiały na tym meble gospodarza. Teraz całe dnie przesiadywał w samotności, pogrążony we własnych myślach. Stracił nawet przyjemność jaką dawała mu jego największa pasja, czyli granie na perkusji. Chłopak dobrze pamiętał swoją pierwszą lekcję i to jak się wtedy mylił. Z czasem jednak stał się mistrzem w swoim fachu. Każdy wiedział, że ma do tego zdolności, ale nikt nie spodziewał się, że drzemie w nim tak duży talent. 
CC wraz z kilkoma znajomymi ze szkoły założył zespół rockowy, który został bardzo szybko zyskał na popularności. Grali niewielkie koncerty w lokalnych klubach, a na każdym kolejnym pojawiało się coraz więcej widzów. Perkusista jednak liczył na coś znacznie więcej. Marzył nie tylko o sławie, ale również o tym, aby muzyka jaką w przyszłości będzie współtworzył niosła za sobą coś więcej niż przypadkową melodię i tekst bez znaczenia.
Pod wpływem emocji chwycił za swoją torbę i natychmiast wyszedł z klubu. Dopiero teraz zauważył, że na dworze szaleje burza. Jasne błyskawice co chwila przecinały nocne niebo. Na ten widok CC przeklął cicho pod nosem, po czym założył na głowę kaptur i ruszył w kierunku swojego mieszkania. Deszcz padał coraz mocniej, a muzyk z każdym kolejnym krokiem miał coraz silniejsze wrażenie, że ktoś za nim idzie. Obejrzał się niepewnie za siebie, jednak na ulicy nie zobaczył absolutnie nikogo.
- "Ja chyba naprawdę mam świra" - stwierdził, kręcąc głową.
Wzrok przeniósł z powrotem przed siebie, a to co ujrzał przyprawiło go niemal o zawał serca. Nieco dalej na środku jezdni stała ta sama postać, którą widział co noc. CC nie wierzył własnym oczom. Miał nadzieję, że to znowu jakiś głupi koszmar i za chwilę się obudzi. Demon nie wykonywał żadnych ruchów. Chris cofnął się nieco, na co czarna postać odpowiedziała krokiem do przodu. Perkusista bał się coraz bardziej. Nie wiedział co powinien zrobić. Obawiał się zrobić jakikolwiek ruch, gdyż to mogłoby jedynie sprowokować zjawę.
W pewnym momencie demon wyciągnął zza długiego, czarnego płaszcza kiścień. Nie trudno zgadnąć w jakim celu. Chłopak, widząc broń, natychmiast rzucił się do ucieczki. Obejrzał się za siebie i zobaczył, że czarna postać przystąpiła do pościgu.
- Zostaw mnie! - krzyknął do czarnej zmory, jednak ta wydawała się jakby go nie słyszeć.
Chris wbiegł na cmentarz licząc na to, że zgubi tam swojego prześladowcę. Gdy zniknął na chwilę z pola widzenia demona, ukrył się między nagrobkami i czekał. Burza rozszalała się na dobre, więc nie mógł usłyszeć żadnych kroków. Muzyk siedział w ukryciu przez kilka minut, po których wychylił się lekko zza marmurowej tablicy. Miał nadzieję, że tajemnicza postać zniknęła. Gdy nikogo nie dostrzegł, powoli podniósł się z ziemi.
Nagle usłyszał za sobą dzwonienie łańcucha, który spowodował, że CC od razu się odwrócił. Demon stojący tuż za nim usiłował trafić go ciężką metalową kulą, jednak chłopak wykonał sprawny unik, a kiścień uderzył w jeden z nagrobków, łamiąc go dokładnie w połowie. CC przeraził się tego widoku. Mało brakował, a sam znalazłby się na miejscu tablicy. Muzyk odruchowo cofnął się, nie wiedząc gdzie uciekać.
Zanim zdążył wykonać następny ruch, oślepił go nagły błysk pioruna, który uderzył zarówno w CC'ego jak i w demona. Chłopak poczuł niewyobrażalny ból przeszywający całe jego ciało. Pod wpływem cierpienia wrzasnął najgłośniej jak potrafił i upadł na ziemię. Wydawało mu się, że trwało to wieczność, a tak na prawdę było to zaledwie kilka sekund. Przed oczami zrobiło mu się zupełnie ciemno.

Umarł?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz