czwartek, 19 lutego 2015

Rozdział 11 "Atak"

Dedykacja dla Kingi K. i Julity ( Nietoperzyk ;-)  )


          To ostateczny Zew Zwycięstwa
          Czas czeka na tych, którzy chcą tego wszystkiego
          Patrz na upadek ich broni!

                                                              ( Black Veil Brides - "Victory Call" )

_________________________________________________________________________________

           W nocy znowu napadły na nich demony. Tym razem udało im się zabrać pięć osób, pomimo długiej i zaciętej walki. Nikt nie spodziewał się kolejnego ataku. Nie zniechęciło to jednak nikogo. Bladym świtem wszyscy zaczęli się przygotowywać. Z kości i metalu produkowano topory, sztylety i kiścienie. Nad wszystkim czuwali na zmianę wybrańcy.
           W pewnym momencie Andy przyszedł zmienić Ashley'a. Zobaczył jak Ash siedzi i rysuje coś w piachu. Podszedł do przyjaciela i przyjrzał się rysunkowi. Nieznany mu symbol przypominał gwiazdę.
- Co to jest? - Ash podniósł głowę i zobaczył nad sobą Andy'ego.
- A, nic. To tylko jakiś tam symbol. Widziałem go w swoich snach.
- Podoba mi się. Myślę, że trzeba zapytać Agnes, co to znaczy.- Posłał mu ciepły uśmiech i poszedł po szamankę. Po chwili obydwoje byli już przy Ash'u. Kobieta przejrzała się dokładnie rysunkowi.
- To znak "Zbawicieli". Pięć ramion tej gwiazdy oznacza "Pięciu Zbawicieli". - Uśmiechnęła się do chłopaków. - To jest wasz symbol.
- Co wy na to... - Zaczął Andy. - ... aby namalować to na skrawkach materiału jako nasza flaga.
- Niezły pomysł. - Pochwalił go Ashley. W tym czasie szamanka się oddaliła.
- Andy, mogę cię o coś spytać? - Zapytał niepewnie.
- Jasne, że tak.
- Dziwnie mi o to pytać, ale możesz mi powiedzieć... - Zawiesił na chwilę głos. - ... dlaczego jesteś taki spokojny.
- Nie rozumiem.
- No ... bo... ehm. - Ashley czuł się niezręcznie. Pierwszy raz nie miał pojęcia co powiedzieć. Andy usiadł spokojnie obok, a rękę położył na ramieniu przyjaciela.
- Ash, spokojnie. Po prostu powiedz o co chodzi. - Uśmiechnął się ciepło.
- Andy... - Westchnął. - ... zależy ci na tym? Dlaczego tak bez wahania zdecydowałeś się pomóc?
- Sam nie wiem. Wydaje mi się, że po prostu tak miało być.
- Czujesz się odpowiedzialny?
- Nawet bardzo. Szczególnie za ciebie i chłopaków. - Ashley nie krył swojego zdziwienia.
- Co?? Dlaczego za nas??
- Co w tym niezwykłego? Jesteście moimi najlepszymi przyjaciółmi. Właściwie to jedynymi. Nie chcę stracić któregokolwiek z was stracić. Wy jako jedyni mnie rozumiecie. - Ash'a widocznie zatkało. Nie spodziewał się, że tyle znaczą dla Andy'ego.
- Andy ... ja. - Zaśmiał się nerwowo. - Dla mnie też dużo znaczysz. Dopiero przy was czuję się swobodnie. - Andy po raz kolejny się uśmiechnął.
- Miło mi to słyszeć. Dobra. Chodźmy powiedzieć o tym znaku reszcie. Co ty na to?
- Jestem za.
         Pomysł przedstawili reszcie chłopaków, którzy przyjęli go z bardzo dużym entuzjazmem. Niemal natychmiast zaczęto przywiązywać czarne strzępy materiałów do drewnianych kijów i malowano białą farbą ten znak. Całość postanowili zakończyć nabitą na górze ludzką czaszką. W tym czasie młodzież pomalowała na czarno twarze i założyła maski. W samo południe wszystko było już gotowe. Wyruszyli w stronę twierdzy. Na czele szli "Zbawiciele", którzy byli niezwykle spokojni. Dawało to młodzieży swego rodzaju ukojenie.

         Po chwili byli już na miejscu. Stanęli przed wielką na twierdzą. Nagle przed nimi pojawiło się pięć demonów. Nikt się jednak nie cofnął. Wszyscy stali pewnie i dumnie.
- "Czas zaczynać." - Uśmiechnął się tajemniczo CC. Wyszedł przed szereg i walną pięścią w ziemię. Wszystko się zatrzęsło. Demony się rozpłynęły, a wrota runęły na ziemię.

Wszyscy wbiegli do środka i zaczęli uwalniać więźniów, którzy byli przywiązani pod sufitem, albo zamknięci w celach. Wyciągali ich na zewnątrz. Więźniowie byli wymęczeni i przerażeni.
         Szli dalej ciemnymi korytarzami. Drogę zagrodziły im demony. Wybrańcy zmierzyli ich wzrokiem.
- Atak!!! - Wrzasną nagle Andy. Wszyscy na raz ruszyli na demony. Nikt nie myślał o niebezpieczeństwie. Powalali zjawy. Znikały jeden za drugim. Te broniły się jak mogły, ale nie dały rady odeprzeć ataku buntowników, którym przewodziła tak potężna piątka.
         Demony zostały powalone, a jeńcy ocaleni. Zadanie zostało wykonane. Mistyk zarządził powrót do baraków, ponieważ trzeba było zająć się więźniami, którzy byli w bardzo złym stanie.

                                                                 ***

         Chodził po wilgotnych korytarzach, przyglądając się pustym celom. Był tak wściekły, że samym wzrokiem byłby w stanie zabić.
- Panie. - Ukłonił się demon. - Jakie są rozkazy? - Władca miał ochotę wybuchnąć.
- Czy ja zawsze muszę robić wszystko sam? - Burknął pod nosem, po czym zwrócił się do demona. - Teraz sam się wszystkim zajmę. Już niedługo mnie zapamiętają i nie zapomną do końca swojego nędznego życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz