czwartek, 26 lutego 2015

Rozdział 13 "Eva Black"

           Andy obudził się bladym świtem. Pierwsze co zobaczył po otworzeniu oczy to uśmiechnięta twarz CC'ego.
- Chris? Co ty tu robisz?
- Chciałem do ciebie zajrzeć i sprawdzić czy wszystko gra. Przyniosłem ci śniadanie, ale tak słodko spałeś, że nie miałem serca cię budzić.
- Dzięki. - Andy się podniósł. - Jak się mają chłopaki.
- Dobrze, ale strasznie nas wystraszyłeś.
- Domyślam się. Jestem wam bardzo wdzięczny za to, że po mnie przyszliście.
- Przecież wiesz, że byśmy cię tam nie zostawili. Jesteś jednym z nas. - Andy uśmiechnął się promiennie. Był szczęśliwy, ponieważ wreszcie czuł, że ma przyjaciół. Ludzi, którym na nim zależy. Od lat nie miał z nikim takiego kontaktu, a teraz miał CC'ego, Jinxx'a, Ash'a i Jake'a. - Dobra. Zjedz spokojnie śniadanie. Za chwilę chcemy omówić dalszy plan działania.

                                                                       ***

- Musimy wymyślić coś dzięki czemu pokonamy te potwory. Małe akcje nam tego nie zapewnią. - Jinxx zaczął zebranie.
- Jest coś o czym nie wiecie. - Powiedziała niespodziewanie szamanka.
- A co takiego? - Zapytał Ashley nieco podejrzliwym głosem.
- Dwa lata temu miałam bardzo zdolną uczennicę. Nazywała się Eva Black. W pewnym momencie zaczęła się dziwnie zachowywać. Była bardzo niespokojna i rozkojarzona. Mówiła coś o dziwnych snach i wizjach. Nie rozumiałam z tego zupełnie nic. Któregoś dnia po prostu zniknęła. Szukaliśmy jej, ale dowiedzieliśmy się przypadkiem, że "Głos Strachu" przeniósł ją do waszego świata ludzi. Sądzę, że ona coś odkryła. Powinniśmy ją odnaleźć.
- Co powinniśmy zrobić? - Zapytał Andy.
- Moim zdaniem najlepiej jak wrócicie do waszego świata i odnaleziecie ją.
- Ale, że niby wszyscy? A co będzie z wami? - Zdziwił się Ashley.
- Poradzimy sobie. - Chłopaki popatrzyli jednoznacznie na Andy'ego, który nie był za bardzo przekonany do tego pomysłu.
- Chłopaki, możemy się naradzić. - Odezwał się po chwili ciszy. Pozostała czwórka nic nie odpowiedziała. Kiwnęli tylko głową i wyszli za Andy'm.
- Co o tym sądzicie? Niech każdy wypowie się szczerze.
- Ja nie mam zdania na ten temat. - Powiedział Jinxx z niebywałym spokojem.
- Ja też nie wiem co powinniśmy zrobić. Andy, ty decyduj. Proszę. - Jake miał niezręczną minę.
- Zrobimy to co powiesz. Ufamy ci. - Zapewnił CC. Andy'emu widocznie to nie pomogło. Miał mętlik w głowie.
- Nawet jeśli wrócimy to nie wiem jak sobie poradzimy. Nie mamy nawet dachu nad głową.
- Mieszkam sam w dworku na przedmieściach. Jest duży. Możemy tam wszyscy zamieszkać. Jest tam wystarczająco dużo miejsca. - Odezwał się Ashley.
- Skoro tak sprawa wygląda ... - Zaczął CC. - ... to czemu tego nie wykorzystać? Ja nie mam nic przeciwko. - Andy wyraźnie się rozluźnił.
- Myślę, że możemy spróbować. Tylko wy musicie się na to zgodzić. Nie chcę robić nic przeciwko wam.
- Przecież wiesz, że trzymamy się razem. - Jinxx poklepał Andy'ego po plecach.
- To kiedy wyruszamy. - Zapytał podekscytowanym głosem CC.
- Proponuję za trzy dni. Trzeba wszystko przygotować.

                                                                       ***

- Życzę wam powodzenia. Uważajcie na siebie. - Agnes patrzyła na chłopaków z życzliwym uśmiechem na ustach.
- Spokojnie. Wy też bądźcie ostrożni. - Andy odwzajemnił uśmiech, po czym zwrócił się do przyjaciół. - Jesteście gotowi?
- Znasz odpowiedź. - Powiedział Jake.
- A więc ruszamy. - Stanęli ramię w ramię i zamknęli oczy.



Rozpłynęli się w powietrzu.

                                                                        ***

          Miała siedemnaście lat, długie czarne włosy i jasną cerę. Ubierała się najczęściej w czarną skórę. Całe dnie słuchała muzyki metalowej. Bardzo lubiła Marilyna Mansona i zespół Motionless in White. Wśród rówieśników była bardzo znana. Uważana była za niezwykle oryginalną i ciekawą osobę. Największe zainteresowanie budziły jej rysunki. Nie chodziło jednak o jej wielki talent, ale o nietypową tematykę. Dziewczyna rysowała elementy jakiegoś dziwnego świata, który widziała w snach. Uciekała w nich przed demonem, a w ręku trzymała naszyjnik z symbolem wyglądającym jak gwiazda. To co widziała przelewała na papier.
          Nie podobało się to nauczycielom, którzy czepiali się dziewczyny o co tylko mogli. Nie dziwne, że zaczęła się buntować. Nie uczyła się i nie uważała na lekcjach, w związku z czym pogorszyły się jej oceny.

- Eva! Wyjmij te słuchawki z uszu! - Dziewczyna nie zareagowała, więc nauczycielka sama zabrała słuchawki. - Co ty sobie myślisz ty szatanistko? Jesteś nienormalna. Marsz do dyrektora, bo nie ręczę za siebie. - Dziewczyna zebrała swoje rzeczy i wyszła z klasy. Po chwili była już w gabinecie. Dyrektor po raz kolejny wzywał przez telefon rodziców.
- "No to pięknie. Znowu będzie awantura".

niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 12 "Komplikacje"

            Wrócili z bitwy niezwykle usatysfakcjonowani. Wszystko poszło zgodnie z planem. Więźniowie zostali odbici, a demony pokonane. Nikt jednak nie spodziewał się tak szybkiej odpowiedzi ze strony nieprzyjaciela. Podczas gdy wszyscy świętowali zwycięstwo, wróg już się czaił.
          Andy postanowił na chwilkę się oddalić i odpocząć gdzieś w spokoju.
- Witaj "Proroku". - Usłyszał nagle za sobą przerażający ton głosu. Przez całe jego ciało przeszedł lodowaty dreszcz. Odwrócił się gwałtownie i zobaczył tą samą postać, którą widział na przeszpiegach z Jinxx'em. Chciał krzyczeć za pomocą, ale nie zdążył nawet otworzyć ust, ponieważ przed oczami zrobiło mu się ciemno.

                                                                     ***

           Andy obudził się w jednej z cel, z których uwalniał więźniów. Rozejrzał się dookoła. Dopiero teraz dostrzegł przez kraty demona, który go pilnował. Chłopak był przerażony. Nie wiedział ani ile czasu był nieprzytomny, ani co go czeka. Najbardziej jednak bał się o swoich przyjaciół. Nie miał pojęcia czy są bezpieczni. Przez głowę przeszła mu myśl, że podzielili dużo gorszy los nisz on. Odrzucił jednak tę wizję. Nie chciał w nią wierzyć.
- Widzę, że się już obudziłeś. - Andy z trudem dostrzegł w ciemnościach właściciela głosu.
- Czego chcesz? - Zapytał dumnie i spokojnie.
- Pewnyś siebie "Proroku". - Zaśmiał się szyderczo. - Nie myśl sobie. Twoi towarzysze cię nie uwolnią. Nie dadzą rady. - Chłopak odetchnął z ulgą.
- "Są bezpieczni." Teraz było mu już wszystko jedno co się z nim stanie. Fakt, że nie schwytano innych, napawało go spokojem. Na jego twarzy pojawił się niewielki uśmiech.
- Teraz ci wesoło, co? Ciesz się puki możesz. - Władca odwrócił się i odszedł. Andy został sam.

                                                                    ***

           Niemal natychmiast odkryto zniknięcie Andy'ego. Wszyscy byli w szoku. Nikt nie chciał przyjąć do wiadomości, że uprowadzony został sam "Prorok". Jinxx, Ashley, CC i Jake zwołali zebranie, mające na celu odbicie Andy'ego.
- Co powinniśmy zrobić? - Zapytał CC, choć ciężko mu to przyszło.
- Wykorzystajmy element zaskoczenia. Jinxx już pokazał nam swoją sztuczkę ze znikaniem. Może się wśliznąć i wyciągnąć Andy'ego. - Zasugerował Jake.
- Nie przejdzie. Już raz nas wykryli. Poza tym jestem pewien, że dobrze go pilnują. - Odpowiedział Jinxx.
- A jeśli odwrócimy na chwilę ich uwagę? - Zapytał Ashley z nadzieją w głosie. - Proszę Jinxx. Kto jak nie ty. Musimy chociaż spróbować. - Jinxx westchnął.
- Dobrze. Dla Andy'ego jestem w stanie zaryzykować. Idziemy równo o drugiej w nocy.

                                                                    ***

          Stanęli przed twierdzą. Jinxx spojrzał na gwiaździste, nocne niebo. Wyraźnie się denerwował. Jake od razu to dostrzegł.
- Wszystko w porządku Jer.
- Tak. Nic mi nie jest.
- Liczymy na ciebie.
- Jake, możesz mi coś obiecać?
- Jasne.
- Odwracajcie ich uwagę jak długo się da.
- O to się nie martw. Zrobimy niezłe show. - W tym momencie podszedł Ashley.
- Jesteście gotowi?
- Tak. - Odpowiedzieli jednocześnie.
- A więc zaczynamy.

                                                                    ***

            Andy siedział w ciemnościach. Był niezwykle zmęczony, ale nie miał zamiaru zasnąć. Wiedział, że ON tylko na to czeka. Chłopak miał też dziwne przeczucie, że coś się niedługo wydarzy. Nagle usłyszał za ścianą głośne huki. Zerwał się ma równe nogi. Zobaczył, że kilka demonów biegnie na zewnątrz. Odwrócił się w kierunku strażnika, który w tym momencie jękną i się rozpłynął.
- Andy. - Chłopak wzdrygnął się niespokojnie, gdy słyszał znajomy głos.
- Jinxx, to ty? - Jak na zawołanie Jeremy się uwidocznił.
- Spokojnie. Wyciągnę cię stąd. - Zabrał się za zamek. Po chwili drzwi się otworzyły. Jinxx podszedł do Andy'ego, złapał go za ramię i wypowiedział zaklęcie. Zniknęli. Jer wyprowadził przyjaciela na zewnątrz. Ich oczom ukazała się zacięta walka między pozostałą trójką, a demonami. Jinxx wypowiedział kolejne zaklęcie. Jego ręka zapłonęła. Podniósł ją w górę i pomachał w stronę walczących. Ogień zgasł. Andy od razu domyślił się, że był to sygnał do odwrotu. Wszyscy uciekli. Niecałe pięć minut później byli już w barakach.
        Jinxx zdjął zaklęcie. Dopiero teraz wszyscy zaczęli przytulać Andy'ego i cieszyć się z tego, że znowu jest wolny. Andy był niesamowicie szczęśliwy z tego, że wszyscy są bezpieczni i z uniknięcia tortur jakie dla niego szykowały demony.
- Andy połóż się spać. Na pewno jesteś zmęczony. - Polecił mu Jake.
- Ustalmy warty. Co wy na to? - Zaproponował CC. - Jak mogę wsiąść pierwszą.
- Idę z tobą. - Zawołał Ash. Jinxx w tym czasie stał i się śmiał. - Ej, coś taki wesoły?
- Jak myślicie? Jaką minę będzie miał ten cały władca, jak odkryje, że Andy zniknął. - Wszyscy jak jeden zaczęli się głośno śmiać.

czwartek, 19 lutego 2015

Rozdział 11 "Atak"

Dedykacja dla Kingi K. i Julity ( Nietoperzyk ;-)  )


          To ostateczny Zew Zwycięstwa
          Czas czeka na tych, którzy chcą tego wszystkiego
          Patrz na upadek ich broni!

                                                              ( Black Veil Brides - "Victory Call" )

_________________________________________________________________________________

           W nocy znowu napadły na nich demony. Tym razem udało im się zabrać pięć osób, pomimo długiej i zaciętej walki. Nikt nie spodziewał się kolejnego ataku. Nie zniechęciło to jednak nikogo. Bladym świtem wszyscy zaczęli się przygotowywać. Z kości i metalu produkowano topory, sztylety i kiścienie. Nad wszystkim czuwali na zmianę wybrańcy.
           W pewnym momencie Andy przyszedł zmienić Ashley'a. Zobaczył jak Ash siedzi i rysuje coś w piachu. Podszedł do przyjaciela i przyjrzał się rysunkowi. Nieznany mu symbol przypominał gwiazdę.
- Co to jest? - Ash podniósł głowę i zobaczył nad sobą Andy'ego.
- A, nic. To tylko jakiś tam symbol. Widziałem go w swoich snach.
- Podoba mi się. Myślę, że trzeba zapytać Agnes, co to znaczy.- Posłał mu ciepły uśmiech i poszedł po szamankę. Po chwili obydwoje byli już przy Ash'u. Kobieta przejrzała się dokładnie rysunkowi.
- To znak "Zbawicieli". Pięć ramion tej gwiazdy oznacza "Pięciu Zbawicieli". - Uśmiechnęła się do chłopaków. - To jest wasz symbol.
- Co wy na to... - Zaczął Andy. - ... aby namalować to na skrawkach materiału jako nasza flaga.
- Niezły pomysł. - Pochwalił go Ashley. W tym czasie szamanka się oddaliła.
- Andy, mogę cię o coś spytać? - Zapytał niepewnie.
- Jasne, że tak.
- Dziwnie mi o to pytać, ale możesz mi powiedzieć... - Zawiesił na chwilę głos. - ... dlaczego jesteś taki spokojny.
- Nie rozumiem.
- No ... bo... ehm. - Ashley czuł się niezręcznie. Pierwszy raz nie miał pojęcia co powiedzieć. Andy usiadł spokojnie obok, a rękę położył na ramieniu przyjaciela.
- Ash, spokojnie. Po prostu powiedz o co chodzi. - Uśmiechnął się ciepło.
- Andy... - Westchnął. - ... zależy ci na tym? Dlaczego tak bez wahania zdecydowałeś się pomóc?
- Sam nie wiem. Wydaje mi się, że po prostu tak miało być.
- Czujesz się odpowiedzialny?
- Nawet bardzo. Szczególnie za ciebie i chłopaków. - Ashley nie krył swojego zdziwienia.
- Co?? Dlaczego za nas??
- Co w tym niezwykłego? Jesteście moimi najlepszymi przyjaciółmi. Właściwie to jedynymi. Nie chcę stracić któregokolwiek z was stracić. Wy jako jedyni mnie rozumiecie. - Ash'a widocznie zatkało. Nie spodziewał się, że tyle znaczą dla Andy'ego.
- Andy ... ja. - Zaśmiał się nerwowo. - Dla mnie też dużo znaczysz. Dopiero przy was czuję się swobodnie. - Andy po raz kolejny się uśmiechnął.
- Miło mi to słyszeć. Dobra. Chodźmy powiedzieć o tym znaku reszcie. Co ty na to?
- Jestem za.
         Pomysł przedstawili reszcie chłopaków, którzy przyjęli go z bardzo dużym entuzjazmem. Niemal natychmiast zaczęto przywiązywać czarne strzępy materiałów do drewnianych kijów i malowano białą farbą ten znak. Całość postanowili zakończyć nabitą na górze ludzką czaszką. W tym czasie młodzież pomalowała na czarno twarze i założyła maski. W samo południe wszystko było już gotowe. Wyruszyli w stronę twierdzy. Na czele szli "Zbawiciele", którzy byli niezwykle spokojni. Dawało to młodzieży swego rodzaju ukojenie.

         Po chwili byli już na miejscu. Stanęli przed wielką na twierdzą. Nagle przed nimi pojawiło się pięć demonów. Nikt się jednak nie cofnął. Wszyscy stali pewnie i dumnie.
- "Czas zaczynać." - Uśmiechnął się tajemniczo CC. Wyszedł przed szereg i walną pięścią w ziemię. Wszystko się zatrzęsło. Demony się rozpłynęły, a wrota runęły na ziemię.

Wszyscy wbiegli do środka i zaczęli uwalniać więźniów, którzy byli przywiązani pod sufitem, albo zamknięci w celach. Wyciągali ich na zewnątrz. Więźniowie byli wymęczeni i przerażeni.
         Szli dalej ciemnymi korytarzami. Drogę zagrodziły im demony. Wybrańcy zmierzyli ich wzrokiem.
- Atak!!! - Wrzasną nagle Andy. Wszyscy na raz ruszyli na demony. Nikt nie myślał o niebezpieczeństwie. Powalali zjawy. Znikały jeden za drugim. Te broniły się jak mogły, ale nie dały rady odeprzeć ataku buntowników, którym przewodziła tak potężna piątka.
         Demony zostały powalone, a jeńcy ocaleni. Zadanie zostało wykonane. Mistyk zarządził powrót do baraków, ponieważ trzeba było zająć się więźniami, którzy byli w bardzo złym stanie.

                                                                 ***

         Chodził po wilgotnych korytarzach, przyglądając się pustym celom. Był tak wściekły, że samym wzrokiem byłby w stanie zabić.
- Panie. - Ukłonił się demon. - Jakie są rozkazy? - Władca miał ochotę wybuchnąć.
- Czy ja zawsze muszę robić wszystko sam? - Burknął pod nosem, po czym zwrócił się do demona. - Teraz sam się wszystkim zajmę. Już niedługo mnie zapamiętają i nie zapomną do końca swojego nędznego życia.

poniedziałek, 16 lutego 2015

Rozdział 10 "Plan"

               Z dziennika Ashley'a.

        "Na kilka dni zapanował spokój, lecz wszyscy dobrze wiedzą, że nadszedł czas wojny. Rozpoczęto więc przygotowania do zbliżającej się nieubłaganie pierwszej bitwy. Młodzi szykują już broń, ale nie wiem jak sobie poradzą. Nie wiem też czy ja i chłopaki podołamy. Ciąży na nas wielka odpowiedzialność, ale jakoś się nie martwię. Dziwne. Jesteśmy jakimiś "zbawicielami" z nadprzyrodzonymi mocami, a te dzieciaki na prawdę wierzą, że je ocalimy. Powinienem nie spać z nerwów po nocach, a jednak nigdy w życiu nie byłem taki spokojny.
         Odpowiada mi to życie. Rozmawiam tu z bardzo ciekawymi osobami, ale najbardziej lubię spędzać czas z chłopakami. Dowiedzieliśmy się jakie mamy zdolności. Chris ma siłę, Andy niszczycielski głos, Jake telekinezę, a Jinxx jest magiem. Swojej zdolności na początku się trochę przeraziłem, bo jak niby wytłumaczyć posłusznego mi demona. Szamanka wyjaśniła mi jednak, że potrafię panować nad zachowaniem innych i narzucać swoją wolę.
         Wbrew obecnej sytuacji, jest tu bardzo wesoło. CC jest duszą towarzystwa. Jeszcze nigdy nie widziałem żeby ktoś miał w sobie tyle radości i energii jak ten facet. Uwielbia dowcipkować. Jest bardzo pomysłowy. Lubi się bawić, więc nie dziwne, że się dobrze rozumiemy.
         Jinxx większość czasu spędza z szamanką Agnes. Uczy się zaklęć z księgi oraz rytuałów. Ma naprawdę dobrą pamięć. Ja bym w życiu nie zapamiętał tyle co on. W wolnym czasie poprawia wszystkim humor. Okazało się, że jest magikiem, a do tego piekielnie dobrym. Ciągle młodzież za nim chodzi i prosi o kolejne sztuczki. Ja sam też bardzo lubię to oglądać.
         Jake niezwykle się otworzył. Bardzo mnie to cieszy, bo jak się poznaliśmy był strasznie wycofany. Nie dziwię mu się. Któregoś wieczoru opowiedział nam o swoim życiu. Szczerze mówiąc to nie wiem jak on mógł to wytrzymać. W kilka dni zmienił się nie do poznania. Rozmawia ze wszystkimi i ciągle się śmieje. Jestem szczęśliwy z tego powodu, ponieważ to bardzo wartościowy facet. I niezwykle inteligentny. Pełni tu funkcję kaznodziei. Udziela nauk i porad na najróżniejsze tematy i dobrze się w tym sprawdza.
         Jedynym którego nie mogę rozgryźć jest Andy. Jest bardzo miły i otwarty, a czuję, że drzemie w nim jakaś tajemnica. Sam nie wiem. Może mi się tylko tak wydaje. Mam wrażenie, że czuje się odpowiedzialny za nas. Jest najmłodszy z naszej piątki, a jest najbardziej opanowany. Zauważyłem w nim duże zdolności przywódcze. Ale co ja się dziwię. Nazwali go "Prorokiem". Ciąży na nim największy ciężar. W związku z tym postanowiłem pomóc mu najlepiej jak będę potrafił. Ja i chłopaki bardzo się o niego martwimy, ale sądzę, że więź między nami pomoże nam przetrwać. W końcu raz się już udało. Nie wiem tylko czy nie cieszę się za wcześnie.
        Agnes opowiadała nam o tym całym "Głosie Strachu". Uświadomiła nas, że zmierzymy się z potężnym i niebezpiecznym przeciwnikiem. Wiemy co on wyprawia z więźniami. Nigdy nie słyszałem czegoś tak przerażającego. To będzie walka z prawdziwą bestią. Nie mam pojęcia kto wygra."




- Moi drodzy. Wezwałam was tu, ponieważ należałoby ustalić sposób naszego dziania. - Rozpoczęła zebranie szamanka. - Macie może jakiś konkretny plan.
- Wydaję mi się ... - Odezwał się Andy. - ... że powinniśmy na początek odbić jeńców.
- Zgadzam się. Im więcej nas będzie tym lepiej. - Przytaknął mu CC, po czym zwrócił się do Jake'a. - Co tak milczysz? Masz jakiś pomysł?
- Uważam, że najlepiej jeśli zaatakujemy w najmniej spodziewanym momencie. Będziemy musieli poczekać. W tym czasie możemy wysłać kogoś na przeszpiegi. Co wy na to?
- To bardzo dobry pomysł. - Pochwalił go Jinxx - Dla bezpieczeństwa będziemy chodzić dwójkami. Ja mogę iść na pierwszy ogień. Kto pójdzie ze mną?
- Ja mogę. - Powiedział Andy z charakterystycznym dla niego ciepłym uśmiechem. Jinxx popatrzył na niego z lekkim zdziwieniem. Nie spodziewał się takiej postawy chłopaka, ale bardzo się ucieszył z faktu, że to właśnie Andy będzie mu towarzyszył.
- Wyjdziemy za godzinę, ok? Muszę coś jeszcze sprawdzić.
- Jasne. Nie ma problemu.
   
                                                                        ***

         Wyszli raźnym krokiem w stronę bezkresnego pustkowia. Mieli dobre humory, pomimo świadomości niebezpieczeństwa na jakie się narażali. Śmiali się i miło gawędzili. Byli tak zajęci, że nawet nie zorientowali się, kiedy doszli przed ogromny sześcian. Był wysoki na dwadzieścia metrów. Andy stanął jak wryty, gdyż od razu skojarzył to z więzieniem ze swojego snu.
- Hej, Andy. - Ocknął się nagle, słysząc głos przyjaciela.
- Boże, Jinxx. To tutaj. - Wyszeptał. - W co myśmy się wpakowali?
- Spokojnie. Jestem przygotowany. - Nieoczekiwanie złapał Andy'ego za ramię i powiedział coś pod nosem. Obydwoje zaczęli znikać.
- Niewidzialność?
- Zgadza się.
- Jesteś genialny.
- Mam tylko dobrą pamięć. Zróbmy co mamy zrobić i spadajmy stąd.
        Po chwili byli już pod jedną ze ścian. Nagle przez wrota wyszły dwa demony. Andy i Jinxx, korzystając z okazji, weszli do środka. Było dokładnie tak jak w koszmarach Andy'ego: te same kraty, ta sama stęchlizna i ten sam strach w oczach więźniów. Obydwoje nie mogli uwierzyć, że kogokolwiek byłoby stać na uczynienie czegoś takiego. Doszli do schodów. Weszli na górę.
ZAMARLI.
Ich oczom ukazał się wysoki, mężczyzna o bladej cerze. Łatwo można się było domyśleć, kto to był. Nie widział ich. Andy w tym momencie dziękował Bogu, że Jinxx znalazł odpowiednie zaklęcie. Nagle do pomieszczenia wszedł demon.
- Panie. - Ukłonił się nisko. - Więźniowie nic nie wiedzą o "Wybranych" ani o tym czy planują na nas atak. Odesłaliśmy ich do cel.
- To nie najlepsze wieści. Przygotowania są w trakcie?
- Tak panie. Za trzy dni wszyscy będą gotowi.
- Tak. Za trzy dni ich zaatakujemy. Zniszczymy ich. - Powiedział z satysfakcją. W tym momencie do pokoju wpadł inny demon.
- Panie. Ktoś włamał się do twierdzy. - Władca był w szoku.
- Co?! Jak to się stało?! Macie go znaleźć!! Natychmiast!!
- Tak panie. - Ukłoniły się w wybiegły.
- Spadajmy stąd. - Szepnął Andy do swojego przyjaciela.
         Na szczęście demony były tak zabiegane, że nawet nie zauważył kiedy Andy i Jinxx niepostrzeżenie opuścili twierdzę. Biegli co sił w nogach, by jak najszybciej oddalić się od tego strasznego miejsca. Niecałe 10 minut później byli już z powrotem w barakach. Jinxx znów chwycił Andy'ego za ramię i wypowiedział coś ściszonym głosem, sprawiając, że byli już widoczni. Wszyscy byli zdziwieni nagłym pojawieniem się chłopaków.
- Andy? Jinxx? Co wy tu robicie? - Zapytał Ash. - Dowiedzieliście się czegoś?
- Demony planują atak za trzy dni. - Odpowiedział ze spokojem Jinxx.
- Więc my to zrobimy jutro. Co wy na to? - Powiedział CC. Reszta popatrzyła po sobie.
- Zgadzam się. - Odezwał się pierwszy Andy. Ashley westchnął przeciągle.
- Jestem z wami. - Odezwał się po chwili.
- Ja też. - Przytaknął Jinxx.
- A więc nadszedł pierwszy dzień "Nowego Roku". - Uśmiechnął się tajemniczo Jake.





Wszystkie groby zapamiętanych, na pustyni którą nazywamy domem
Wszyscy niewolnicy zimnego grudnia znajdą głos, który ich przywoła
Wstań, jesteśmy zjednoczeni w obliczu największej burzy
W szeregu jesteśmy zapaleni, ten świat odrodzi się w...

Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden

To jest Nowy Rok
Powstań z prochu
Nadzieja znajdzie drogę
Jak uderzenia błyskawicy
Będziemy maszerować wciąż i wciąż i wciąż
To jest Nowy Rok
Zatem powstań z prochu
               
                                            ( Black Veil Brides - "New Year's Day" )

czwartek, 12 lutego 2015

Ogłoszenie

Postanowiłam założyć bliźniaczego bloga. Opowiadanie będzie nawiązywać do teledysku Fallen Angels.
http://fallenangels12.blogspot.com/
Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Pozdrawiam. ;-)

Rozdział 9 "F.E.A.R."

            Przechadzał się w ciemnościach. Ubrany był w czarną szatę, a na głowie miał założony kaptur. Jego oczy były podkrążone, a jego cera nienaturalnie blada. Istny obraz nędzy i rozpaczy. Każdy kto go ujrzał chociaż raz, nie mógł długo zapomnieć o towarzyszącym temu spotkaniu strachu. Jednak nic nie było w stanie tak przerazić jak jego czyny. Ten apodyktyczny despota uwielbiał obserwować cudze cierpienia i męki. Nie zawracał sobie jednak głowy brudną robotą. Zlecał ją jednemu z podwładnych, a sam rozkoszował się widokami. Nikt mu się nie sprzeciwiał. Był panem w swojej ciemnej, ogromnej twierdzy, do której nikt nie chciał trafić, ponieważ wiadomo było, że nikt żywy jeszcze stamtąd nie wyszedł. To właśnie było przerażenie, jakie niósł "Głos Strachu".

- Panie. - Ukłonił się nisko przed nim demon. - Nasz atak się nie powiódł. Przybyli wybrani. - Władca nie krył swojego zdenerwowania na słowa swojego sługi.
- Co??!! Rozkazałem ich zabić!! Dlaczego nie wykonaliście zadania!! - Zaczął niespokojnie krążyć po pomieszczeniu.
- Nie doceniliśmy ich. - Nagle władca podszedł do demona i złapał go za gardło.
- Więcej nie chcę tego słyszeć!! Zrozumiano!!
- Tak panie.
- Czy ja zawsze muszę wszystko robić sam? - Burknął pod nosem, po czym puścił demona. - Rozkasz przygotować się go wojny.
- Tak panie. - Odszedł.
          Władca został sam. W dalszym ciągu nie mógł pogodzić się z faktem, że coś poszło nie po jego myśli. Miał dość rebeliantów, dlatego tym większą sprawiał mu przyjemność widok ich pogrzebanych nadziei na ocalenie. Tym razem jednak przegrał, a ta wieść mogła się bardzo szybko roznieść, co groziło buntem więźniów. Nie chciał do tego dopuścić, dlatego postanowił czym prędzej zdusić problem w zarodku. Wiedział, że najlepiej działały zagrania psychologiczne, to też podszedł do mikrofonu. Powiedział:

- "Spodziewamy się, że bitwa o ludzkość się rozpoczyna.
 Z każdym z powstań,
 Niejasne poczucie bezpieczeństwa rozpali w tobie,
 Skrytą cienistą drzazgę wątpliwości.
 Wobec tych, którzy chronią i bronią.
 Pozwól myślą uciec i zachowaj spokój.
 Zostań blisko STRACHU. Tylko my możemy obronić."

                                                      ( Black Veil Brides - "F.E.A.R. Transmission 1: Stay Close" )

         Odsunął się od mikrofonu i wezwał do siebie kilka demonów.
- Przesłuchać więźniów! Wyciągnijcie z nich wszystko co wiedzą i meldować mi o wszystkim. Zrozumiano?
- Tak jest panie.

                                                                     ***

       Demony zeszły do ciemnych i wilgotnych lochów. Przerażenie więźniów było nie do opisania. Każdy wiedział, że nie czeka ich nic dobrego. Czarne zmory wyprowadziły z zatęchłych cel kilku, niedawno złapanych więźniów. Zaprowadzono ich do mrocznego i tajemniczego pomieszczenia. W każdym rogu ustawiony był dziwny przyrząd. Z łatwością dało się wyczuć, że działy się tu straszne rzeczy.
- " Sala tortur!!" - Wszyscy skamienieli. Nawet nie zorientowali się kiedy za nimi pojawiła się ta sama osoba co przyniosła mi pewną zgubę. Odwrócili się, a postać stojąca za nimi... uśmiechnęła się. Władca patrzył na nich z wyniosłością i satysfakcją. Był wyraźnie zadowolony. Demony stały jak zaklęte.
- Co się tak parzycie? Wykonać!
- Tak jest. - Więźniowie popatrzyli po sobie z dziwnym spokojem. Obiecali sobie w duchu, że zostaną lojalni wobec ocalałych, pomimo tego co demony z nimi zrobią.

wtorek, 10 lutego 2015

Rozdział 8 "Ujawnienie"

- Kiedyś było tu zwyczajnie, spokojnie. Zupełnie jak w waszym świecie, z tą różnicą, że my praktykujemy różnego typu rytuały magiczne. Mieszkańcy byli różni, ale nikomu to nie przeszkadzało. Bycie osobą odmienną to u nas zaleta. Takie osoby pozwalały się nam przez lata rozwijać. Niestety ktoś nie podzielał tej ideologii. Mówimy na niego 'Głos Strachu ". Uważa, że wszystko powinno być uporządkowane według jego chorych poglądów. Marzy mu się władza dyktatora. Nienawidzi "innych", a kreatywność i marzenia uważa za głupią fanaberię. Pojawił się znikąd. Zaatakował nas. W jakiś sposób posiadł wiedzę pradawnych. Opanował też czarną magię. Nigdy nie widziałam takiej mocy. Wtargnął tu i pozabijał wielu z nas. Nieliczni zostali jego niewolnikami. Służą mu demony. Nie wiem dlaczego się go słuchają. Dało mu to dodatkową siłę. Przegraliśmy. Wielu wybitnych szamanów przelało krew. Zostałam tylko ja. Mam paru uczniów, ale to za mało. Jedną z nich miałeś przyjemność spotkać Andy. - Chłopak jak na zawołanie przypomniał sobie o odwiedzinach Camili. - Poza tym on wyłapuje nas po kolei. W jego więzieniu dzieję się dużo rzeczy. Dużo strasznych i okrutnych rzeczy. Nie było dla nas ratunku. Wielu straciło już nadzieję, jednak pewnego wieczoru miałam wizję. Zapowiadała przyjście pięciu młodych mężczyzn o niezwykłych zdolnościach. Posiadających moc, dzięki której pokonają zło i przywrócą spokój. To o was mówię moi drodzy. On wiedział, że jesteście "Wybranymi". Odnalazł was i usiłował zabić wysyłając w tym celu demony. Wasze moce obudziły się i ostrzegły was w postaci snów przed niebezpieczeństwem. Pozwoliły wam przetrwać.
- Jeśli wolno. - Odezwał się Jake. - Czy my po ataku demonów umarliśmy?
- W pewnym sensie. Potrzebny był silny bodziec, dzięki któremu mogliście się tu znaleźć. Teraz już będziecie mogli podróżować między naszymi światami bez takich niedogodności. To tylko jedna z waszych zdolności. Kiedy was zobaczyłam wiedziałam, że nareszcie pojawili się nasi zbawiciele, więc błagam z całego serca. Pomóżcie nam.
         Chłopaki spojrzeli po sobie. Nikt nie odezwał się nawet słowem. Nie musieli. Ich oczy mówiły same za siebie. Myśli były identyczne. Wiedzieli o tym, ale nie zdziwili się tym. Słowa szamanki, dziennik i nocne koszmary utwierdziły ich w swoich przekonaniach. Mieli też wrażenie, że znają się całe życie, a nie tylko kilka godzin.
         Nagle do pomieszczenia wpadła z krzykiem jakaś piętnastolatka.
- Nadchodzą!!! Idą po nas demony!!! - Wszyscy wybiegli na zewnątrz i ujrzeli kilka demonów. Jeden z nich złapał nastolatkę. Andy, widząc to nie mógł pozostać obojętny. Zaatakował demona. Niestety tamten był o wiele szybszy. Puścił dziewczynę i złapał Andy'ego za rękę i mu ją wykręcił. Jinxx'owi zaświtała myśl, żeby spróbować jednego z zaklęć z księgi. Nie zastanawiał się nad logiką, ponieważ nie chciał pozwolić na to by demon zranił Andy'ego. Wypowiedział zaklęcie bardzo cicho. Prawie niesłyszalnie. Jego dłonie zapłonęły żywym ogniem, jednak nie odczuwał bólu.

Zamachną się, a ogień uderzył w demona, jednocześnie go podpalając. Wszyscy oniemieli. Demony jak na raz popędziły w stronę chłopaków.
        Gdy jeden z nich miał już się rzucić na Jake'a , gdy ten wyciągną szybko dłonie przed siebie. Szkarada się zatrzymała. Nie wykonała nawet najdrobniejszego ruchu. Jake patrzył zdziwiony. Dopiero po chwili zorientował się, że demon wcale nie stoi tylko lewituje.
- "Telekineza??" - Jake podniósł dłonie nieco w górę, na co demon wzniósł się wyżej. Nie trzeba już było kolejnych dowodów. Jake cisnął demonem o ścianę.
        Ashley szarpał się z innym demonem. Niestety został powalony na ziemię. Szkarada usiłowała to wykorzystać. Przytrzymała chłopaka z zamiarem wbicia mu sztyletu prosto w serce.
- Stop!!! - Szkarada znieruchomiała. Ashley w pierwszej chwili nie wiedział o co chodzi. W głowie przemknęła mu myśl, że szkarada się go słucha, jednak wydało mu się to absurdalne z racji, że przed chwilą usiłowała go zabić.
- Złaź ze mnie! - Demon wstał. Ash'owi taki obrót spraw bardzo odpowiadał. Postanowił spróbować czegoś jeszcze.
- Wbij sobie sztylet w pierś. - Demon bez wahania wykonał polecenie chłopaka, po czym osunął się na ziemię. -"A to ciekawe."
         Na Andy'ego napadły jednocześnie dwa demony. Chłopak jednak stał spokojnie, jakby w ogóle nie bał się umrzeć. Gdy tylko demony zbliżyły się na odpowiednią odległość, z gardła Andy'ego wydał się rozdzierający krzyk, a jego siła była tak wielka, że ogłuszone nim demony rozpłynęły się w powietrzu. Usta chłopaka rozszerzyły się w niewielkim uśmiechu. Widać było, że ta zdolność przypadła mu do gustu.
          Demony otoczyły CC'ego, jednak ten domyślał się jaka zdolność została mu przypisana. Padł na kolana i z całej siły walną pięścią w ziemię. Wszystko wokół się zatrzęsło, a demony się rozpłynęły.
- Demony się wycofują!!
- Hura!!! - Wszyscy rzucili się z radością w stronę chłopaków i zaczęli ich przytulać i dziękować każdemu z osobna. Dla piątki była to trochę dziwna sytuacja. Dodatkowo zastanawiali się nad swoimi nowo poznanymi mocami.
- A więc zostaniecie? - Zapytała szamanka, która nie wiadomo kiedy się zjawiła. Piątka popatrzyła po sobie.
- Możemy się chwilę naradzić? - Zapytał Ashley.
- Oczywiście. - Po chwili chłopaki udali się w jakieś ustronne miejsce.
- Co wy na to? - Zaczął Jake.
- Sam nie wiem. - Ashley wzruszył ramionami. - Myślicie, że podołamy? - Nastała chwila niezręcznej ciszy.
- Andy, bo zaraz wyjdę z siebie. Weź coś powiedz. - Skarcił go Jinxx.
- A co mam mówić?
- Cokolwiek. - Odpowiedział mu CC.
- No cóż. Według mnie powinniśmy chociaż spróbować im pomóc, ale nie chcę was do niczego zmuszać. - Znów cisza. Każdy zastanawiał się nad tym co powinien odpowiedzieć.
- Wydaję mi się... - Zaczął niepewnie Jake - ... że Andy ma rację. Zostanę, jeśli wy też to zrobicie, bo w pojedynkę niewiele zdziałam.
- Jestem za. - Powiedział Jinxx.
- Damy im popalić. - Zaśmiał się CC.
- No to ja też w to wchodzę. Trzymamy się razem.
- Dobra. Kto to im ogłosi? - Zapytał z zaciekawieniem Andy.
- Ja mogę. - Zgłosił się CC. Wszyscy wyszli do tłumu, który czekał na decyzję z zapartym tchem.
- Wspólnie postanowiliśmy... - Zawiesił na chwilę głos. - ... że zostajemy!!! - W tym momencie rozległ się głośny wiwat. Tylko szamanka stała spokojnie i patrzyła się na wszystko z satysfakcją.

niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 7 "Schron"

Pochłonięci wspólną rozmową nawet nie zauważyli kiedy doszli do jakiś starych i zniszczonych baraków. Wyglądały na opuszczone, ale pomimo tego piątka mężczyzn zaczęła szukać kogokolwiek lub czegokolwiek. W tym celu postanowili się rozdzielić. Każdy z nich ruszył w innym kierunku, aby zwiększyć szansę na znalezienie czegoś, co choć trochę wyjaśniłoby ich obecną sytuację. Niecałe dziesięć minut później CC zauważył ruch przy jednej ze starych budowli.
- "Boże, niech to nie będzie już demon" -  pomyślał ze strachem. Nie chciał być po raz kolejny zaatakowanym przez tajemniczą zjawę, jednak wiedział, że musi sprawdzić co takiego dostrzegł. Podszedł powoli go starej konstrukcji i zobaczył bardzo młodego, brązowowłosego chłopaka w podartych ubraniach. Gdy ich spojrzenia się spotkały, CC uśmiechnął się przyjaźnie. Mimo to nastolatek ,widząc nieznajomego, odruchowo wykonał krok do tyłu.
- Cześć. Jak się nazywasz? - zapytał perkusista siląc się na spokój i pewność siebie w głosie. Prawdą było jednak, że widok nieznajomego chłopaka jeszcze bardziej zdezorientował mężczyznę niż przedtem. Nastolatek stał jeszcze przez chwilę w bezruchu, po czym nagle odwrócił się i uciekł. Perkusista odruchowo ruszył za nim, jednak zatrzymał się, gdy ten zniknął za najbliższym zakrętem.
- Hej! CC, co jest? - usłyszał za sobą głos Jake'a.
- Ktoś tam był - odpowiedział mu, przy czym wskazał na miejsce, z którego nieznajomy chłopak uciekł.
- Dziwne. Może chodźmy to sprawdzić? - zaproponował. Jego towarzysz w odpowiedzi skinął jedynie delikatnie głową, po czym obydwoje udali się w wybranym przez Jake'a kierunku. Wyjrzeli zza jednej z szop i znieruchomieli. Zobaczyli całą masę nastolatków. Każdy z nich trzymał w dłoniach broń ręczne zrobioną z odłamków metalu i kości. Ich oczy zwrócone były w przeciwnym kierunku, dlatego w pierwszej chwili nie zauważyli obserwujących ich z ukrycia mężczyzn.
- Co robimy? - spytał Jake z lekkim strachem w głosie.
- Ja do nich tam wyjdę, a ty idź szybko po chłopaków - zdecydował bez chwili namysłu.
- Ale...
- Jake, proszę - powiedział, patrząc na niego niebywale spokojnym wzrokiem. Jake nie odezwał się już nawet słowem. Jedynie kiwnął potwierdzająco głową i zgodnie z poleceniem pobiegł po chłopaków. CC w tym czasie podszedł wolnym, ale zdecydowanym krokiem do nieznajomych.
- Kim jesteś! - zawołał ktoś z tłumu, gdy spojrzenia wszystkich skierowały się na perkusistę.
- Przyjacielem.
- Do prawdy? Coś ci nie wierzę! - odezwał się ktoś inny.
- To na pewno jeden z nich!
- Łapać go! - CC już miał rzucić się do ucieczki, gdy nagle za nim pojawili się jego towarzysze.
- Co tu się dzieje? - zapytał Andy, krzyżując ręce na piersi. Miał kamienny wyraz twarzy, a jego lodowate, błękitne spojrzenie przeszywało każdego z osobna. Tłum milczał, a szok nie schodził im z twarzy. Przed nimi stała piątka nieznajomych mężczyzn, którzy zarówno ubiorem jak i postawą nie pasowali do tego miejsca. Ponadto gdy stali razem biła od nich dziwna, jednak bardzo silna aura. - Wszystko w porządku, CC? - zwrócił się do nowego przyjaciela.
- Tak. Nic mi nie jest. Dzięki - odpowiedział, odgarniając włosy z ranienia. Andy na te słowa uśmiechnął się ciepło, po czym spojrzeniem ponownie zwrócił się do tłumu.
- Czy to wy jesteście "Wybranymi"? - usłyszeli nagle delikatny, kobiecy głos. Piątka odwróciła się, a ich oczom ukazała się młoda kobieta ubrana w czarne szaty i o całkowicie pomalowanej twarzy.
- A kto pyta? - odezwał się podejrzliwie Jinxx. Jako jedyny wyczuł w kobiecie coś niezwykłego, co zwarzywszy na sytuację w jakiej się znaleźli, jeszcze bardziej go niepokoiło.
- Wystarczy jak będziecie wiedzieć, że pełnię tu funkcję szamanki. A więc?
- My nic nie wiemy - powiedział Ashley, przewracając oczami. - Obudziliśmy się na pustkowiu. Nie wiemy dlaczego tu jesteśmy. Nawet się nie znamy!
- Ach tak. Więc chodźcie za mną. Wszystko wam wytłumaczę - odparła, odwracając się, p czym ruszyła przed siebie.
Zdezorientowana piątka w pierwszej chwili popatrzyła po sobie. Nie wiedzieć czemu, ale właśnie ten gest zmotywował ich do podążenia za niezwykłą nieznajomą. Jedno spojrzenie wystarczyło, aby porozumieli się ze sobą, oraz poznali nawzajem swoje myśli. Między nimi od zawsze istniała niezwykła więź, która przybrała na sile, gdy tylko się spotkali. Przypominała ona przeznaczenie, ale na o wiele wyższym poziomie niż można by przypuszczać. Każdy z nich podświadomie wiedział, że za pozostałą czwórką byłby w stanie skoczyć w ogień. Mimo, że poznali się zaledwie kilka godzin temu, byli już świadomi łączących ich przyjaźni oraz oddania, których moc nie opisałyby żadne słowa znane ludzkości. Tak silna mogła być jedynie więź Wybrańców.
Po zaledwie kilku minutach drogi szamanka oraz piątka mężczyzn przekroczyli próg jednego z baraków. W środku znajdowało się wiele atrybutów, służących do odprawiania rytuałów. Na jednej ze ścian wisiały amulety o najróżniejszych kształtach, a na starym, metalowym biurku po przeciwnej stronie znajdowały się fiolki, buteleczki i słoje, których zawartość każdego potrafiła zaskoczyć. Jinxx'owi jednak od razu rzuciła się w oczy wielka księga leżąca na małym stoliku w kącie pomieszczenia. Nie odznaczała się niczym szczególnym, ale i tak pragnął do niej zajrzeć.
- Proszę. Nie krępuj się - zwróciła się do niego szamanka. Magik w pierwszym momencie nie wiedział o co chodzi, jednak po krótkiej chwili domyślił się, że kobieta zapewne czytała w jego myślach. Zachęcony słowami szamanki podszedł do księgi, którą od razu otworzył ją na przypadkowej stronie i zaczął przeglądać z wielkim zainteresowaniem. Mimo wielu zaklęć jakie tam znalazł, zapamiętywał kolejne z zadziwiającą łatwością.
- Czy wolno mi spytać jak ma pani na imię? - zapytał życzliwie CC, chcąc jakoś rozpocząć rozmowę z nieznajomą.
- Jestem Agnes - odpowiedziała równie uprzejmie szamanka. - Pozwólcie, że opowiem wam dlaczego się tu znaleźliście - dodała, po czym machnęła zdecydowanie ręką, a świece rozstawione w całym pomieszczeniu zapłonęły, jakby na jej rozkaz. To dla piątki mężczyzn był znak, że ich dziwna przygoda dopiero się rozpoczyna.

czwartek, 5 lutego 2015

Rozdział 6 "Spotkanie"

Jinxx obudził się gdzieś na bezkresnym pustkowiu w palącym słońcu. Próbował wstać, ale ogromny ból głowy nie pozwolił mu na to. Po kilku chwilach zdołał podnieść się do siadu. Gdy jego oczy przyzwyczaiły się do światła, rozejrzał się wokół i zobaczył, że poza nim na ziemi leżały jeszcze cztery inne osoby, jednakże nikt poza nim nie był przytomny. Zdezorientowany magik wstał i chwiejnym krokiem podszedł do jednej z nich. Był to długowłosy chłopak ubrany w skórę i z czarną bandaną przewiązaną na głowie.
- Hej, słyszysz mnie? - zapytał, lekko potrząsając ramionami nieznajomego, który niemal natychmiast otworzył oczy.
- Co... Gdzie jestem? - odezwał się z trudem, zasłaniając dłonią oczy przed rażącym słońcem.
- Sam chciałbym wiedzieć. Jak masz na imię?
- Jestem Chris. A ty?
- Jeremy, ale mówią mi Jinxx. Chodź. Pomogę ci wstać. Cały jesteś? - spytał, pomagając perkusiście.
- Chyba tak. - odpowiedział i powoli z pomocą nieznajomego podniósł się z ziemi.
- Ała! - Obydwoje gwałtownie odwrócili się i spojrzeli na mężczyznę o ostrych rysach trzymającego się za bark. - Dobra, ktoś powie mi co to ma być? Gdzie ja jestem? - powiedział nieco zdenerwowany. Nikt jednak nie zdążył mu odpowiedzieć, ponieważ kolejna osoba otworzyła oczy, w których widać było zdezorientowanie i narastający z każdą chwilą strach. Mężczyzna, gdy dostrzegł obserwującą go trójkę natychmiast podniósł się z ziemi i cofnął się o krok.
- Kim jesteście? - zadał pytanie zaniepokojony całą sytuacją.
- Ej, spokojnie. Nic ci nie zrobimy - odezwał się Jinxx, chcąc w ten sposób chociaż trochę uspokoić chłopaka.
Nikt nie zauważył kiedy ostatni mężczyzna odzyskał przytomność i podniósł się z ziemi, jednak gdy to zauważyli, zaczęli przyglądać mu się z wyraźnym zaciekawieniem. W odróżnieniu od nich, bił od niego niebywały spokój.
- Jestem Andy. A wy? - przedstawił się głębokim tonem głosu.
- Ashley. - odpowiedział wciąż trzymając się za ramię.
- Mówcie mi Jinxx. A na imię mi Jeremy.
- Jestem Chris.
- A ja Jake. Czy ktoś wie o co tu chodzi? - zapytał nieco pewniej, przybliżając się nieznacznie do nieznajomych.
- Nie mam pojęcia. Ostatnie co pamiętam to to, że byłem ścigany na cmentarzu przez... - W tym momencie CC zawiesił głos. Nie wiedział jak pozostali mogą zareagować na jego słowa. Nie chciał, aby ci stwierdzili, że zwariował.
- Niech no zgadnę. Przez demona? - dokończył Ashley.
- Tak - odpowiedział zaskoczony. - Skąd wiedziałeś co chciałem powiedzieć?
- Mnie jeden zaatakował w mieszkaniu. Andy?
- U mnie w domu.
- Tak jak mnie - powiedział Jake.
- Ja zostałem zaatakowany na ulicy - odezwał się Jinxx. - Zwiałem do jakiegoś kościoła. Tam spadłem ze schodów i obudziłem się tutaj. Wy tak samo?
- Tak. Potrącił mnie samochód. To dlatego boli mnie bark - wyjaśnił Ashley.
- Pamiętam jakiś błysk. Chyba uderzył we mnie piorun - stwierdził perkusista.
- Potknąłem się i walnąłem o coś głową - wtrącił Jake. - A ty, Andy? Co się stało z toba? - zwrócił się do niebieskookiego chłopaka.
- Wyskoczyłem przez okno z czwartego piętra. Uciekałem przed demonem.
- To niema żadnego sensu - zirytował się Ashley. - Jak mi jeszcze powiecie, że mieliście jakieś dziwne koszmary...
- Miałem - odpowiedzieli wszyscy chórem, po czym poparzyli po sobie zdziwieni.
- Aha. W takim razie dodam, że w swoich widziałem to cholerne zadupie. - Na tę wiadomość nikt nie odpowiedział. Sen Ash'a się sprawdził więc nie było wykluczone, że ich koszmary również się urzeczywistnią.
- Czy ktoś w ogóle wie co tu się dzieje? - zapytał w końcu Jake, przerywając tym samym napiętą ciszę.
- Cóż ... - zaczął Andy. - Zanim się tu znalazłem do moich rąk wpadł pewien dziennik i ... - przerwał na chwilę. - Były tam notatki o tak zwanych "Pięciu Wybranych", o jakimś wyzwoleniu, o więzieniu. Gdy to czytałem przyszła do mnie jakaś dziewczyna i mówiła, że jestem jakiś tam "Prorokiem", jednym z wybranych. Potem zjawił się demon. Resztę już znacie.
- Czyli ty jesteś prorokiem, tak? A my, co mamy z tym wspólnego? - odezwał się Jinxx.
- W dzienniku pisało o "Dewiancie". - Ashley nie krył zdziwienia, po usłyszeniu tego słowa. Dobrze pamiętał swoją rozmowę ze swoim kumplem
- Podobno moi znajomi mnie tak nazywają - wyznał.
- Był jeszcze "Mistyk" - kontynuował Andy.
- To pasuje do mnie. Od zawsze interesowałem się magią. Jestem też iluzjonistą - powiedział Jinxx. - Wygląda na to, że te nazwy odpowiadają naszym osobowościom. Andy, jak brzmią pozostałe?
- Kolejny był "Żałobnik".
- Chyba chodzi o mnie - stwierdził Jake, nie kryjąc zdziwienia. Teza magika z każdą chwilą potwierdzała się.
- A ostatni "Niszczyciel". - CC tylko parsknął śmiechem, przypominając sobie nieszczęsne lustro, które rozbił w klubie.
- Czyli mieliśmy koszmary, goniły nas demony, chyba umarliśmy i trafiliśmy do jakiegoś dziwnego świata jako "wybrani", według jakiejś durnej przepowiedni. - podsumował Ashley.
- Bez sensu. Gdzieś musi być jakiś żywy człowiek. Nie wiem jak wy, ale ja nie mam zamiaru siedzieć tu przez wieczność. Idziecie? - zapytał pozostałych CC.
- Niezły pomysł Chris. - pochwalił go Ashley.
- Dzięki. I mówcie mi CC.
Ostatecznie ruszyli całą piątką przed siebie, nie mając konkretnego planu. Po prostu szli, przy okazji trochę się zapoznając między sobą. Bardzo szybko znaleźli wspólny język. Okazało się, że mają o wiele więcej wspólnego niż im się z początku zdawało. Rozmawiali ze sobą jakby znali się całe życie. Najlepiej dogadywali się Andy i Jake, którzy wyjątkowo dużo w życiu wycierpieli. Jake na początku nie chciał nic mówić o swojej przeszłości. Bardzo krępował się w nowym towarzystwie, ale sam widok Andy'ego jakoś go uspokajał. Jednak nie tylko on zauważył, że w niebieskookim chłopaku było coś niezwykłego. Niebywale spokojny i ciepły osiemnastolatek  od samego początku wywarł na wszystkich ogromne wrażenie. Nie znali go, a jednak każdy już teraz byłby gotów skoczyć za nim w ogień. Choć sami tego nie rozumieli, mieli przy nim swego rodzaju poczucie bezpieczeństwa.
Andy widział, że towarzysze co jakiś czas na niego spoglądają, ale nie komentował tego. Czuł się za tę czwórkę odpowiedzialny. Sam nie wiedział czemu. Jakby nie patrzeć wszyscy byli dorośli, a na dodatek to właśnie niebieskooki był najmłodszym z grupy. Mimo to, chciał ich chronić. Znaleziony, przez Andy’ego dziennik sprawił, że wiedział o wiele najwięcej, co tak naprawdę jedynie spowodowało namnożenie się pytań, jednakże sam nie był do końca pewien, czy chce poznać odpowiedzi.

poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział 5 "Niszczyciel"

Głośny aplauz rozlegał się po całym klubie. Ludzie krzyczeli i piszczeli, gdy zespół schodził ze sceny. Każdy z członków był w świetnym nastroju, ponieważ nigdy nie zagrali lepszego koncertu. Jedynym, któremu nie udzieliła się ta radość był perkusista. Zamiast zostać z resztą zespołu, udał się na zaplecze budynku i zamknął się w garderobie, gdzie usiadł na czerwonej sofie. Czarne, długie włosy swobodnie opadały na jego ramiona, a brązowe oczy wpatrywały się w białą ścianę.
Nie spał dobrze już od kilkunastu dni. Miał jakieś dziwne koszmary o spanikowanej, czarnowłosej dziewczynie, która przed czymś uciekała i o wysokiej, ubranej na czarno postaci, usiłującej zabić najpierw nastolatkę, a potem jego. Miał już tego dość. Wizja swojej własnej śmierci coraz bardziej go przerażała. Z każdą kolejną nocą widział to coraz wyraźniej. Te sny pozbawiały go siły i chęci do życia. Jego znajomi zaniepokojeni zachowaniem perkusisty. Z zabawnego i pełnego optymizmu mężczyzny, stał się wycofanym samotnikiem. Muzyk czuł się osaczony z każdej strony. Był niemal pewien, że coś się niedługo wydarzy, ale nie wiedział co. Do garderoby wszedł gitarzysta zespołu.
- Hej, CC! Coś tak nagle zniknął. Idziemy z chłopakami na małe after party. Chodź z nami. Rozerwiesz się.
- Dzięki. Wolę zostać sam - odpowiedział spokojnie, przyglądając się czerwonowłosemu przyjacielowi.
- Dobra. Coś taki depresyjny, co? Ostatnio cię nie poznaję, stary.
- Aż tak to widać? - spytał z ironicznym uśmiechem. Tak naprawdę dostrzegał, że zespół się o niego martwi, jednak nie chciał z nimi rozmawiać o tym co od tak dawna zajmowało jego umysł.
- Nawet bardziej niż ci się wydaje. Co się stało?
- Nic. Znowu się nie wyspałem - odpowiedział dokładnie tak samo jak zawsze, unikając dalszego zagłębiania się w temat.
- Mówiłem żebyś poszedł z tym do specjalisty.
- Sam nie wiem.
- Żadnego mi tu "nie wiem". Spójrz na siebie. Gdzie jest ten zabawny Christian "CC" Coma, którego znam? - powiedział, kładąc jednocześnie rękę na ramieniu przyjaciela. - Brakuje nam ciebie.
- Może masz rację - mruknął ciemnowłosy odwracając nieco wzrok. - Dobra. Idź już, bo reszta na pewno na ciebie czeka.
- Poradzisz sobie?
- Mam już dwadzieścia cztery lata, więc załóżmy, że tak.
- Ok. Jak uważasz. Trzymaj się.
- Na razie.
CC znowu został sam i zaczął rozmyślać o tym co powiedział mu gitarzysta. Miał dylemat. Z jednej strony perkusista mógł popaść w jakąś paranoję i wszystko sobie wmawiać, a z drugiej czuł, że coś było zdecydowanie nie tak.
- "I to wszystko przez głupi koszmar" - pomyślał zrezygnowany.
Miał świadomość tego, że się zmienił. Kiedyś żył beztrosko. Był taki od zawsze. Z łatwością zdobywał przyjaciół i zawsze był duszą towarzystwa. Wszyscy wiedzieli, że impreza bez Chris'a to żadna impreza. Potrafił rozkręcić zabawę do tego stopnia, że zdarzało się nawet, że cierpiały na tym meble gospodarza. Teraz całe dnie przesiadywał w samotności, pogrążony we własnych myślach. Stracił nawet przyjemność jaką dawała mu jego największa pasja, czyli granie na perkusji. Chłopak dobrze pamiętał swoją pierwszą lekcję i to jak się wtedy mylił. Z czasem jednak stał się mistrzem w swoim fachu. Każdy wiedział, że ma do tego zdolności, ale nikt nie spodziewał się, że drzemie w nim tak duży talent. 
CC wraz z kilkoma znajomymi ze szkoły założył zespół rockowy, który został bardzo szybko zyskał na popularności. Grali niewielkie koncerty w lokalnych klubach, a na każdym kolejnym pojawiało się coraz więcej widzów. Perkusista jednak liczył na coś znacznie więcej. Marzył nie tylko o sławie, ale również o tym, aby muzyka jaką w przyszłości będzie współtworzył niosła za sobą coś więcej niż przypadkową melodię i tekst bez znaczenia.
Pod wpływem emocji chwycił za swoją torbę i natychmiast wyszedł z klubu. Dopiero teraz zauważył, że na dworze szaleje burza. Jasne błyskawice co chwila przecinały nocne niebo. Na ten widok CC przeklął cicho pod nosem, po czym założył na głowę kaptur i ruszył w kierunku swojego mieszkania. Deszcz padał coraz mocniej, a muzyk z każdym kolejnym krokiem miał coraz silniejsze wrażenie, że ktoś za nim idzie. Obejrzał się niepewnie za siebie, jednak na ulicy nie zobaczył absolutnie nikogo.
- "Ja chyba naprawdę mam świra" - stwierdził, kręcąc głową.
Wzrok przeniósł z powrotem przed siebie, a to co ujrzał przyprawiło go niemal o zawał serca. Nieco dalej na środku jezdni stała ta sama postać, którą widział co noc. CC nie wierzył własnym oczom. Miał nadzieję, że to znowu jakiś głupi koszmar i za chwilę się obudzi. Demon nie wykonywał żadnych ruchów. Chris cofnął się nieco, na co czarna postać odpowiedziała krokiem do przodu. Perkusista bał się coraz bardziej. Nie wiedział co powinien zrobić. Obawiał się zrobić jakikolwiek ruch, gdyż to mogłoby jedynie sprowokować zjawę.
W pewnym momencie demon wyciągnął zza długiego, czarnego płaszcza kiścień. Nie trudno zgadnąć w jakim celu. Chłopak, widząc broń, natychmiast rzucił się do ucieczki. Obejrzał się za siebie i zobaczył, że czarna postać przystąpiła do pościgu.
- Zostaw mnie! - krzyknął do czarnej zmory, jednak ta wydawała się jakby go nie słyszeć.
Chris wbiegł na cmentarz licząc na to, że zgubi tam swojego prześladowcę. Gdy zniknął na chwilę z pola widzenia demona, ukrył się między nagrobkami i czekał. Burza rozszalała się na dobre, więc nie mógł usłyszeć żadnych kroków. Muzyk siedział w ukryciu przez kilka minut, po których wychylił się lekko zza marmurowej tablicy. Miał nadzieję, że tajemnicza postać zniknęła. Gdy nikogo nie dostrzegł, powoli podniósł się z ziemi.
Nagle usłyszał za sobą dzwonienie łańcucha, który spowodował, że CC od razu się odwrócił. Demon stojący tuż za nim usiłował trafić go ciężką metalową kulą, jednak chłopak wykonał sprawny unik, a kiścień uderzył w jeden z nagrobków, łamiąc go dokładnie w połowie. CC przeraził się tego widoku. Mało brakował, a sam znalazłby się na miejscu tablicy. Muzyk odruchowo cofnął się, nie wiedząc gdzie uciekać.
Zanim zdążył wykonać następny ruch, oślepił go nagły błysk pioruna, który uderzył zarówno w CC'ego jak i w demona. Chłopak poczuł niewyobrażalny ból przeszywający całe jego ciało. Pod wpływem cierpienia wrzasnął najgłośniej jak potrafił i upadł na ziemię. Wydawało mu się, że trwało to wieczność, a tak na prawdę było to zaledwie kilka sekund. Przed oczami zrobiło mu się zupełnie ciemno.

Umarł?