Następne dni mijały w bardzo napiętej atmosferze. Nikt nie wyobrażał sobie, że Andy po prostu zniknie. Ta myśl wpędzała resztę zespołu w depresję. Dzień odejścia wokalisty zbliżał się nieubłaganie. Nie chcieli tego, ale wiedzieli, że Andy robi to dla ich dobra. To poświęcenie było czymś niesamowitym. Nikt nie spodziewał się takiej postawy wokalisty. Śmierć za przyjaciół była jednocześnie czymś przerażającym i pięknym.
- Ej, chłopaki. Co wy tacy speszeni? W ogóle się nie odzywacie. - Zapytał z ciekawością Andy, który miał już dość milczenia przyjaciół.
- Em...no...wiesz. - Zaczął jąkać się Ashley.
- No słucham.
- Nie rób tego. To wielkie ryzyko, a my nie wytrzymamy jeśli coś ci się stanie. - Sprostował Jake. Andy westchnął i pokręcił zrezygnowanie głowa.
- Wiecie, że tak trzeba. Nic mi się nie stanie. Obiecuję, że wrócę do was cały i zdrowy. Jesteście moimi przyjaciółmi i nigdy nie zostawiłbym was samych. - Słowa Andy'ego widocznie uspokoiły resztę zespołu. - Wierzę, że dacie sobie radę.
- To nie jest takie łatwe. Zrozum, że już sama myśl o twojej śmierci jest koszmarem. - Odezwał się CC.
- To będzie tylko kilka dni. Zanim się obejrzycie, będę już z powrotem. - Posłał przyjaciołom powalający uśmiech. Reszta zespołu mimowolnie odpowiedziała tym samym. Postanowili spędzić wspólnie czas, ponieważ nie wiedzieli na jak długo się rozdzielą.
***
Eva leżała na łóżku w jednym z pokoi w szpitalu psychiatrycznym. Była już po wielu bolesnych zabiegach, jednak nie straciła woli przetrwania. Wiedziała dobrze, że lekarze nie są ludźmi lecz demonami. Widziała tyle plakietek, że nie miała już wątpliwości. Chcieli ją złamać. Wmówić jej, że to co widziała w snach było spowodowane jakąś chorobą psychiczną. Była jednak pewna, że demony chcą ją zniszczyć i ukryć swoje istnienie, odbierając jej wolność. Jedyne co jej zostało to różaniec z logo Black Veil Brides. Wierzyła, że zespół zna prawdę i nie dopuści do tego, by kogoś jeszcze spotkał taki sam los jak ją. Nadzieja była tym co przytrzymywało ją przy życiu. Nie liczyła na ocalenie, lecz na pokonanie zła, które ją zniewoliło. Wierzyła, że już niedługo nadejdzie taki dzień.
***
Cała piątka wsiadła do auta i ruszyła w wyznaczone wcześniej, odludne miejsce. Celem był stary i opuszczony kościół poza miastem. Weszli do środka i zeszli po schodach do podziemnej krypty. Rozejrzeli się po pomieszczeniu. Wszędzie były zapalone świece, a na samym środku ustawiona była trumna. Andy spojrzał na przyjaciół. Jak zawsze był spokojny. Chciał tym ich trochę uspokoić. Jinxx wyciągnął z czarnego płaszcza małą fiolkę i podał wokaliście.
- Agnes przygotowała ... - Zaciął się. - ...truciznę. - Jedno słowo bolało jak żadne inne.
- Coś poczuję?
- Nie. - Zaszlochał. Czuł się bezsilny. Andy położył dłonie na ramionach przyjaciela.
- Spokojnie. Przecież wiesz, że wrócę. - Jinxx tylko kiwnął głową. Andy uściskał każdego z chłopaków, z osobna, po czym wszedł do trumny. Otworzył buteleczkę i jednym ruchem wypił jej zawartość. Położył się i spojrzał na przyjaciół pogrążonych w smutku. - Uważajcie na siebie. - Jego oczy się zamknęły.
Ciemność.
Super! nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;) weny ;*
OdpowiedzUsuń