Gdy ostatnie płomienie żałobnego ognia zgasły, przywódcy udali się w milczeniu z powrotem do sali obrad. Każdy z nich czuł narastającą nienawiść do Voice of F.E.A.R, oraz jego armii. Polegli, mimo że dojrzali, byli jeszcze dziećmi. Mieli przed sobą całe życie. Posiadali w sobie siłę i chęć dokonania czegoś wielkiego. Tymczasem zostali barbarzyńsko zamordowani za to, że bronili tego w co wierzyli. Przywódcy wiedzieli, że tak dłużej być nie mogło. W tej chwili Sanktuarium było najważniejsze. Atak na kwaterę główną F.E.A.R. miał stanowić jednocześnie zemstę i ostatecznie zwycięstwo. Hołd oddany podległym.
- Nie mam zamiaru darować tego co zrobił F.E.A.R. - zaczął Ashley, gdy wszyscy ponownie zebrali się wokół stołu. - Mam ochotę ich zniszczyć. Sanktuarium musi upaść.
- Też tak uważam - powiedział Ghost, pochylając się nad mapą. - Potrzebujemy planu działania. Tak jak wcześniej mówili Ricky i Chris, na wzgórzu zostawimy pułapkę. Ale ja bym jeszcze zrobił to samo z tym - mówiąc, wskazał na równoległe do wymienionego wzniesienia, miejsce. - Dzięki temu osłabimy ich. Następnie oddział poprowadzony przez Falling in Reverse zaatakują od wschodu, a nasz od zachodu. Podczas walki wszyscy przeniesiemy walkę do bramy głównej.
- Chyba rozumiem do czego zmierzasz - odezwał się Ryan, będący gitarzystą w zespole Motionless in White. - Cała uwaga demonów skupi się na nas, więc nikt nie będzie pilnować tyłów.
- Dokładnie - przytaknął Ghost, po czym skierował swoje spojrzenie w kierunku stojacych obok Wybrańców. - Gdy my będziemy walczyć, wedrzecie się z oddziałem do Sanktuarium. Wasza piątka musi znaleźć salę tronową. Tam z pewnością przebywa Najwyższa Kapłanka. To ona jest źródłem mocy F.E.A.R., oraz samego Voice'a. Możliwe, że przetrzymywane są tam też Agnes i Eva.
- Jestem w stanie zrozumieć dlaczego porwali szamankę - wtrącił się Radke. - Ale po co im Eva? To jeszcze dziecko.
- Ta dziewczyna ma w sobie więcej siły niż myślimy. Agnes to wiedziała i szkoliła ją. Eva ma zająć miejsce Najwyżej Kaplanki. To dlatego ta dała moc Voice'owi. Używa go, aby zlikwidować zagrożenie, czyli Evę, Agnes i Wybrańców. Tak naprawdę ma F.E.A.R. w głębokim poważaniu - wyjaśnił mu Jacoby Shaddix; wokalista zespołu Papa Roach. Był on jednym z najstarszych walczących buntowników. Choć mógł, nie odszedł, mimo że ułożył sobie życie w pierwszym świecie. On i cały jego zespół czuli się odpowiedzialni za młodych rebeliantów. Jakby nie patrzeć kiedyś byli na ich miejscu, więc byłoby dla nich niehonorowe, gdyby nie przystąpili do walki. Poza tym doskonale rozumieli, że jeśli buntownicy i Wybrańcy przegrają w drugim świecie, dla pierwszego nie będzie ratunku. - Rozmawiałem o tym kiedyś z Agnes. Na długo przed przybyciem Wybrańców - dodał, kierując wzrok na wspomnianą piątkę.
- Dlaczego w takim takim razie nie zamordowała ich? Mogła to zrobić już dawno!
- Mam pewne podejrzenia - odezwał się nagle Jinxx, tym samym zwracajac na siebie uwagę zebranych. - Przeglądając kiedyś księgę zaklęć natrafiłem na rytuał, dzięki któremu można wchłonąć czyjeś moce. Ma ograniczenie. Użyte dwa razu może znacząco uszkodzić użytkownika, a nawet go zabić. Myślę, że Kapłanka chce przejąć moce nasze, Evy i Agnes.
Przywódcy spojrzeli po sobie z wyraźnym przerażeniem. Gdyby to co powiedział Mistyk, spełniło się, obydwa światy byłyby stracone, a wojna przegrana. Moce i zdolności całej siódemki w ciele Kapłani sprawiłyby, że ta byłaby nie do pokonania, a przejęcie kontroli nad obydwoma światami stałoby się wręcz drobnostką.
- Nie możemy się poddać. Jeśli będziemy się bronić, rytuał nie dojdzie do skutku, ponieważ nasza energia będzie za bardzo rozproszona. Tylko gdy będziemy bezbronni, Kapłanka będzie w stanie wchłonąć nasze moce - kontynuował Jinxx.
- A jeśli się zabijemy? - wtrącił nagle Andy, czym wywołał niemały szok wśród zebranych.
- Nasze moce umrą razem z nami - odparł Mistyk, siląc się na spokój, co o dziwo mu się udało. Prorok westchnął ciężko, patrząc w nic nie znaczy punkt, po czym spojrzał kolejno na każdego z członków swojego zespołu.
- Musimy przygotować się na najgorsze - powiedział wokalista, odwracając się plecami do przywódców. Jedynie przekręcił nieco w bok głowę, aby wszyscy dobrze go słyszeli. - Jeśli przegramy, Kapłana nie może zgarnąć naszych mocy. Oliver, twój oddział zajmuje się medycyną. Niech ktoś od was przygotuje mi fiolkę z trucizną. Ma zadziałać natychmiast - kontynuował, nie patrząc na nikogo. Nagle poczuł na swoim ramieniu czyjąś rękę. Odwrócił się i ujrzał za sobą Żałobnika. Jego oczy były smutne, lecz na ustach widniał ironiczny uśmiech.
- A więc śmierć w końcu przyszła i po mnie - stwierdził cicho. W tej właśnie chwili pozostali Wybrańcy podeszli bliżej. W pełni świadomi i pewni znaczenia tego czynu. Niemej deklaracji wierności i poświęcenia. - Oliver, przygotujcie fiolki także dla nas.
- Oraz dla Agnes i Evy. Bardzo możliwe, że też wypiją - dodał CC.
Nikt nie odezwał się nawet słowem. Mimo że każdy chciał odwieść Wybrańców od tego pomysłu, wiedzieli, że to daremne. Popełnienie samobójstwa w razie klęski było jedynym wyjściem, które dawało jakiekolwiek szanse na zwycięstwo w dalszej walce rebeliantów.
Jako że nikt nie miał już nic do dodania, zebranie się zakończyło. Przywódcy wyszli z sali i ruszyli każdy w swoim kierunku. Przygotowania rozpoczęły się niemal natychmiast. Technicy w zwartej grupie planowali pułapki i doskonalili broń. Kilku zwiadowców ruszyło w teren, a stratedzy planowali rozkład armii podczas walki. Co jakiś czas ktoś biegał między oddziałami w celu porozumienia się i ustalenia szczegółów. Choć czasami dochodziło do drobnych sprzeczek i niedociągnięć, wszystko zmierzało we właściwym kierunku.
W tym czasie Ashley wyszedł na dach budynku i usiadł na samym skraju. Patrzył w dal. Sam nie do końca wiedział dlaczego. Nie szukał niczego konkretnego. Po prostu patrzył. Dzień powoli chylił się ku końcowi. Na horyzoncie zachodzące słońce tworzyło wraz z chmurami piękną kompozycję fioletu, błękitu i czerwieni. To właśnie tam patrzył Deviant. Do chwili kiedy poczuł na swoim ramieniu czyjąś rękę. Odwrócił się i ujrzał za sobą Niszczyciela we własnej osobie.
- Czemu siedzisz tu sam? - zapytał CC, siadając obok. Ashley nie odpowiedział. Sam nie wiedziałem czemu tu przyszedł. Właściwie zrobił to bez konkretnych zamiarów. - Zobacz co zrobili technicy - zagadnął, wyciągając pistolet. Nie wyglądał normalnie. Był zmodyfikowany i pomalowany. - Udało im się skonstruować pistolet strzelający laserami, które potrafią zranić demony. Wysłali po kilka sztuk do innych oddziałów.
- Innych?
- Są rozrzuceni po całym pustkowiu. Każdy atakuje inną bazę F.E.A.R.
- Kto nimi dowodzi? - spytał zainteresowany Ashley.
- Zespoły muzyczne - zaśmiał się perkusista. - My Chemical Romance, Tokio Hotel... Nawet The Gazette nam pomaga!
- Ten zespół z Japonii? - zdziwił się Deviant. Jakoś nigdy nie podejrzewałby, że nawet taka kapela miała styczność z demonami. Chociaż to wyjaśniałoby co niektóre ich teledyski.
- A co? Rebelianci są wszędzie - powiedział z szerokim uśmiechem, jednak po której chwili jakby posmutniał. - Odesłałem dzisiaj dziewczynę. Miała najwyższej dwanaście lat. Widziałem, że chce tu z nami zostać i walczyć, ale zdecydowała się wrócić. Wiesz dlaczego? - W odpowiedzi otrzymał jedynie przeczące kręcenie głową. - Jest sierotą i ma czteroletniego brata. Jest taka młoda, a odwagą i rozsądkiem bije nas wszystkich na głowę.
- Masz rację - przytaknął mu basista z nikłym uśmiechem na ustach.
- Dobra! Powiedzieć ci coś na rozweselenie?
- Dajesz, stary. Mnie już nic nie zaskoczy - powiedział pewnie. Widział i zrobił już nie jedno, więc sądził, że był przygotowany na dosłownie wszystko.
- Escape to Fate też tutaj są. - Na te słowa oboje parsknęli niekontrolowanym śmiechem. Ashley, aby utrzymać równowagę, złapał za ramię przyjaciela. Jak każdy, wiedzieli jakie stosunki łączyły zespół z ich byłym wokalistą.
- Poważnie?! I to nie wybuchło?! - odezwał się basista, ścierając łzę śmiechu z twarzy.
- Ponoć właśnie coś wybuchło! - zaśmiał się CC. - Radke nie był zachwycony ich obecnością.
- Żałuję, że nas tu wtedy nie było. To musiał być niezły widok - stwierdził Deviant z chytrym uśmiechem.
- Ja też. Po tym wydarzeniu przywódcy postanowili odesłać jeden zespół na dalszy front. A że Ronnie jest narwańcem i posiada większą charyzmę, został tutaj.
- Rozumiem. Były jeszcze jakieś starcia? - zagadnął zainteresowany Ashley.
- Tak. Podobno ktoś z My Chemical Romance wyciął numer Motionless'owi i Radke. A ci byli, delikatnie mówiąc, wściekli - odpowiedział mu, wstając i oddalając się dwa kroki od krawędzi. Ashley zaś nadal siedział na swoim miejscu i obserwował każdy ruch przyjaciela. - Lepiej chodź, bo jeszcze się... - urwał, czując nagle, że temperatura się podnosi.
Oboje spojrzeli na krajobraz. Śnieg zaczął w zawrotnym tempie topnieć, a woda po nim natychmiast odparowała. Przed budynek wybiegli niemal wszyscy rebelianci, aby zobaczyć co się dzieje. W zaledwie kilka minut po zimie nie było śladu. Wszystko wróciło do pierwotnego stanu. Baza znów stała w samym środku pustyni. Wszędzie był tylko piach i wysuszona do granic możliwości ziemia. Ani jednego źdźbła trawy.
- Czyżby demonom było za zimno? - odezwał się pierwszy Ashley, bystrym spojrzeniem badając całą okolicę.
- Myślę, że tylko chcieli nas zdziesiątkować - usłyszeli za sobą głos Proroka. Odwrócili się i zobaczyli, że oprócz niego przyszli tu też pozostali Wybrańcy. Całą trójka podeszli do Ashley'a i CC'ego. - To się nie udało. Widocznie sobie odpuścili, skoro znów mamy do czynienia z Saharą - kontynuował, spuszczając wzrok na coś, co przez cały ten czas trzymał w dłoniach. Spomiędzy jego palców zwisały czarne rzemyki. - Medycy przygotowali dla nas truciznę - westchnął, rozdając pozostałym fiolki. - Mam nadzieję, że okażą się zbędne - dodał, kiedy w dłoniach zostały mu trzy ampułki. Wszystkie zawiesił sobie na szyi. W tym samym czasie pozostali zrobili to samo ze swoimi. - Jutro rozpęta się piekło. Wielu pewnie nie wróci. Uważajcie na siebie - poprosił, patrząc w dal.
Pozostali Wybrańcy również spojrzeli w tamtą stronę. Stali w rzędzie. Wyprostowani i dumni. Gotowi do walki oraz w pełni świadomi możliwej śmierci. Piątka Wybrańców. Nie znają swojego przeznaczenia. Mimo to staną na czele buntowników. I będą walczyć wśród nich. Aż nie zwyciężą w chwale, lub skonają w męczarniach, pokonani przez ich wrogów.
sobota, 31 grudnia 2016
czwartek, 30 czerwca 2016
Rozdział 29 "Wielka Ucieczka"
Ashley
przymknął powieki i skupił się na swoich mocach. Po krótkiej chwili niemalże
całej twierdzy rozpętała się ogromna wichura, która skutecznie uniemożliwiła
demonom poruszanie się. Wiatr, mimo, że niezwykle potężny, nie zgasił płomieni
świec znajdujących się w niektórych pomieszczeniach. Właśnie ten ogień
wykorzystał Jinxx, który za jego pomocą podpalił wszystko co znajdowało się w
salach. Moce Dewianta i Mistyka nie kolidowały ze sobą. Wręcz przeciwnie. Wiatr
wywołany przez basistę znacznie wzmocniły i rozprzestrzeniły płomienie.
W czasie
gdy w twierdzy zapanował chaos, wybrańcy i rebelianci otwierali kolejne cele.
CC, za pomocą swojej siły, z łatwością wyłamywał kraty, a Jinxx, który dzięki
Ashley’owi nie musiał już dłużej kontrolować ognia, jednym dotknięciem niszczył
metalowe pręty. Kilkoro uwolnionych buntowników podbiegło do poranionego Andy’ego,
po czym pomogło mu wstać i wyjść z celi. Zaraz po uwolnieniu ostatniej grupy
nastolatków wszyscy wybiegli schodami na korytarz. Tam ich oczom ukazał się istny
armagedon. Demony były niemalże wszędzie. Część z nich miotała się po ziemi,
usiłując ugasić ogień, który spalał ich żywcem, natomiast pozostałe usiłowały
opanować sytuację. Jednakże gdy dostrzegły uwolnionych rebeliantów, jakby w
jednej chwili zapomniały o wszystkim i ruszyły do ataku. Dokładnie tego
spodziewał się Jake, który postanowił wypróbować swoje nowo odkryte zdolności.
Bez wahania wystąpił przed szereg, a jego ciało ponownie otoczyła biała
poświata, ale tym razem była o wiele jaśniejsza. W przeciągu zaledwie jednej
chwili całkowicie oślepiła demony, dzięki czemu buntownicy mogli uciec. Ta
przewaga nie trwała jednak długo, ponieważ gdy tylko CC, jako jeden z
pierwszych osób, które dobiegły do wyjścia, wyważył kilkoma ciosami wielkie,
metalowe drzwi do budynku wdarły się promienie słońca, równoważąc tym samym
światło Jake’a.
Demony, zaraz
po tym jak odzyskały wzrok, ruszyły do ataku. Pozbawieni broni rebelianci
zaczęli uciekać, jednak gruba warstwa śniegu znacznie spowalniała ich bieg. Zjawy
z łatwością doganiały i obezwładniały kolejne osoby. W pewnym momencie jeden z
nich zaatakował dwójkę nastolatków, na ramionach których opierał się poraniony
Andy. Gdy cała trójka została powalona na ziemię demon wbił swoją włócznię w
ciało szesnastoletniej dziewczyny, zabijając ją na miejscu. Kolejną ofiarą stał
się około czternastoletni chłopak, który pod wpływem wściekłości rzucił się na
napastnika, jednocześnie krzycząc, aby Prorok uciekał. Ten jednak zamiast
ratować siebie uniósł drżącą rękę i używając swoich mocy zamroził zjawę. Nie
był jednak w stanie jej zniszczyć, gdyż brakowało mu sił.
- Uciekaj stąd! - krzyknął do chłopaka.
- Ale przecież…
- Natychmiast! - Zaskoczony nastolatek jedynie skinął głową
i gdy już z bólem serca miał wykonać rozkaz wybrańca, zamrożony demon przełamał
lód i jednym sprawnym ruchem wbił swoje ostrze w klatkę piersiową nastolatka. -
Nie! - wrzasnął Andy na widok plującego krwią i osuwającego się bezwładnie na
ziemię chłopaka. To było przerażające. Nastolatek, który jeszcze przed chwilą
chciał ratować wokalistę, leżał teraz martwy w kałuży krwi. Czarna szkarada
odwróciła się w stronę zszokowanego Proroka i ruszyła w jego stronę. Andy nie
miał szans na ucieczkę. Był za słaby. Jedyne co mógł zrobić to zamknąć oczy i
biernie czekać na śmierć.
Szkarada
zamachnęła się i gdy już włócznia miała przebić ciało wokalisty coś uderzyło
napastnika w głowę z taką siłą, że ten upadł na ziemię. Wtórowały temu głośne
okrzyki nastolatków. Andy otworzył powoli oczy, a to co zobaczył przeszło jego
najśmielsze oczekiwania. Demony zostały zaatakowane przez niezwykle liczną
grupę buntowników. Nie byli oni jednak uciekinierami z więzienia. Uzbrojeni
rebelianci stanowili jakby niezależny od nich oddział. Zarówno liczebność, jak
i atak z zaskoczenia sprawił, że większość demonów odpuściła walkę i uciekła, a
pozostałe zostały niemal natychmiast zgładzone z rąk buntowników.
- Co słychać, stary? - usłyszał nagle za sobą dobrze mu już
znany głos. Andy natychmiast odwrócił się i spojrzał na klękającą właśnie przed
nim osobę z kilkoma tatuażami na twarzy.
- Ronnie? Co ty tu robisz? - zapytał zaskoczony widokiem
wokalisty zespołu Falling in Reverse. Nigdy nie przypuszczałby, że spotka go w
takich okolicznościach.
Ronnie Radke |
- Ratuję cię. Nie widać? - odpowiedział, zarzucając sobie na
bark rękę przyjaciela i pomagając mu wstać. - Macie szczęście, że oddział Lizzy
nas powiadomił o ataku na was - zagadnął, gdy razem z pozostałymi rebeliantami
ruszyli przed siebie.
- Kogo?
- Lizzy Hale. Na pewno przynajmniej kojarzysz tę rudowłosą
piękność z zespołu Halestorm - stwierdził z rozbawieniem.
- Dlaczego nic nie wiedziałem o innych oddziałach?
- Nie było takiej potrzeby. Im więcej nas się ukrywało tym
lepiej. Czekając na wybrańców zbieraliśmy armię. Mieliśmy się z wami spotkać za
kilka dni, a przynajmniej tak było ustalone z Agnes. Jednakże ostatnio nie
odpowiedziała na list. To był sygnał, że coś się stało. Zanim cokolwiek
zadecydowaliśmy, zwiadowcy zespołu Halestom powiadomili nas o ataku na was i
zaprowadzili mój oddział aż tutaj.
- Przybyliście w samą porę - powiedział, przymykając oczy i
opierając się bardziej o przyjaciela.
- Hej, wszystko w porządku? - zapytał zaniepokojony Ronnie.
- Tak. Trochę mi słabo, ale jest ok.
- Mam nadzieję, że mi tu nie zemdlejesz.
- Aż tak źle ze mną nie jest - zaśmiał się cicho.
Po niecałej
godzinie doszli do starego, zniszczonego budynku, przypominającego opuszczoną
fabrykę. Ściany pokryte były kolorowym graffiti z czego większość przedstawiała
loga różnych zespołów muzycznych. Wśród nich nie zabrakło oczywiście
pentacharmu, będącego symbolem zespołu Black Veil Brides. Przy wejściu czekał
na nich ubrany w biały podkoszulek młody mężczyzna. Wybrańcy z uwagą
przyglądali się mu, ponieważ jego twarz wydawała się bardzo znajoma.
- Długo was nie było - odezwał się nieznajomy w stronę
Ronnie’ego, podchodząc bliżej nowo przybyłych.
Denis Stoff |
- Ciebie też miło widzieć, Denis - prychnął z chytrym
uśmiechem. Dopiero słysząc imię chłopaka zespół zorientował się kim on był.
Przed nimi stał wokalista kapeli Asking Alexandria.
- Może pogadacie sobie w środku - zawołał nagle ktoś z
budynku. Spojrzenia wszystkich skierowały się w stronę jednego z okien na
drugim piętrze. Tam ich oczom ukazała się blada postać o natapirowanych,
czarno-białych włosach. Z pewnością był to basista Motionless in White. Devin,
znany też jako Ghost, uśmiechnął się lekko, przyglądając się z góry
sojusznikom. - Denis, Ronnie, zaprowadźcie wszystkich do głównej sali i
chodźcie. Zwołujemy zebranie przywódców - dodał, po czym zniknął w gmachu
budynku.
Muzycy niemal
natychmiast wykonali polecenie Ghost’a. Wszystkich rebeliantów zaprowadzili do
przestronnej sali, gdzie na więźniów czekały już ciepły posiłek i pomoc
medyczna. Następnie wraz z wybrańcami udali się do pokoju, w którym miało odbyć
się zebranie. W naradzie, mimo próśb i nalegań postanowił też wziąć udział
Andy. Jedynie jedna z rebeliantek opatrzyła go szybko i podała mu szklankę
wody. Zaraz po tym Prorok oparty o ramię Ashley’a udał się do odpowiedniej
sali. Ku zaskoczeniu wszystkich wybrańców przywódcami okazali się członkowie
zespołów: Papa Roach, Motionless in White, Of Mice & Men, Halestorm, Bring
me the Horizon, Falling in Reverse oraz Asking Alexanrtia. Jak się okazało
każdy z zespołów dowodził po jednym z oddziałów rebeliantów, a każdy z nich był
odpowiedzialny za coś innego. Przykładowo pod dowództwem Halestorm znaleźli się
zwiadowcy, a grupa kierowana przez Bring me the Horizon zajmowała się opieką
medyczną. Wybrańcy byli pełni podziwu dla tak dobrze zorganizowanej armii.
Dzięki niej szansa na zwycięstwo rebeliantów rosła.
- Sądzę, że najwyższa pora zaplanować atak, zanim F.E.A.R.
to zrobi. Nie darują nam ucieczki - zaczął Andy, spoglądając na mapę opracowaną
przez jednego z buntowników, rozłożonej obecnie na stole pośrodku pokoju. -
Gdzie powinniśmy uderzyć?
- Jakieś trzy i pół godziny drogi stąd znajduje się
Sanktuarium. Po drodze jest także kilka opuszczonych magazynów, w których
będziemy się mogli zatrzymać - odpowiedział mu Olivier z zespołu Bring me the
Horizon, wskazując kolejno wymienione miejsca na mapie.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Ostatnio pojawiło się tam
dwa razy więcej demonów niż zwykle - odezwała się Lizzy, odgarniając swoje
długie, rude włosy.
- A gdyby tak wywabić część z nich za to wzgórze -
zaproponował nagle Ricky Horror, będący gitarzystą Motionless in White. - Z
pomocą techników moglibyśmy zastawić tam pułapkę. Co o tym sądzisz Chris? -
zwrócił się do wokalisty tego samego zespołu.
Ricky "Horror" Olson i Chris "Motionless" Cerulli |
- To nie takie głupie. Uwaga demonów skupi się na jednym
miejscu, więc część oddziałów będzie mogła wedrzeć się do środka. Możemy
jeszcze… - przerwał, gdy rozległo się ciche pukanie do drzwi. - O co chodzi? -
Na jego pytanie do środka weszła około trzynastoletnia dziewczyna.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale kazano mi poinformować,
że przywieziono ciała poległych - odpowiedziała, po czym wyszła bez słowa. W
pokoju zapanowała głucha cisza i nikt nie chciał jej przerywać jako pierwszy.
- Dokończymy to później - odezwał się w końcu Jake. -
Jesteśmy im coś winni. Wypełnijmy nasz obowiązek - dodał, kierując się w stronę
wyjścia. Pozostali przywódcy bez wahania poszli za Żałobnikiem, ponieważ ten
miał rację. Należało oddać hołd tym, którzy stracili tego dnia swoje życia z
rąk demonów.
Gdy wyszli
na zewnątrz, ich oczom ukazał się rząd kilku ciał zawiniętych w białe plandeki.
Jinxx wystąpił z szeregu przywódców i podchodząc kolejno każdego ciała podpalał
je za pomocą swoich mocy. Wszystkiemu towarzyszyła cisza, w której słyszeć się
dało jedynie powolne oddechy zebranych wokół buntowników.
Andy’emu
przez cały ten czas w głowie krążyło jedno wspomnienie. Było wielce
prawdopodobne, że wśród palących się zawiniątek znajdują się ciała dwójki
nastolatków, którzy zginęli, gdy pomagali mu w ucieczce. Proroka bolał fakt, że
oni oddali za niego życie, podczas gdy on nawet nie znał ich imion.
- Pomścimy was. Wszystkich was pomścimy - złożył obietnicę,
wpatrując się w płomienie ognia, który tego dnia stał się dla poległych
najpiękniejszym na świecie nagrobkiem.
sobota, 18 czerwca 2016
Rozdział 28 "Światło"
Z początku Jake nie zrozumiał co jego przyjaciel chciał mu przekazać, jednak odruchowo spojrzał na swoje dłonie. Właśnie wtedy zorientował się, że całe jego ciało otacza delikatna, ale bardzo jasna poświata. Gitarzysta wziął głęboki oddech, aby opanować skołatane nerwy i uporządkować swoje myśli. Gdy już znacznie się uspokoił, światło zniknęło tak samo niespodziewanie jak się pojawiło.
- Ha! Wiedziałem! - ogłosił triumfalnie Ashley za pomocą telepatii.
- Niby co takiego? - zapytał Andy.
- Skoro czterech z nas panuje nad podstawowymi żywiołami to czym dysponują demony?
- Ciemnością - odpowiednio bez namysłu Jinxx.
- A co jest przeciwieństwem ciemności? - dopytywał się dalej, chcąc aby zespół sam doszedł do jego wniosków.
- O rany! Ash ma rację! Jake włada światłem! - CC aż złapał się za głowę. Nie mógł uwierzyć, że wcześniej nie domyślił się czym był piąty dar. - Jake, ty farciarzu!
- Ale chwila, moment! - zaprotestował nagle zdezorientowany gitarzysta. - Dlaczego ja?! Przecież światło do mnie nie pasuje! Każdy z was lepiej się nadaje!
- Niezupełne - odpowiedział mu spokojnie Andy. - Ja jestem zwykle opanowany, ale momentami emocje biorą górę . Zupełnie jak woda w oceanie. Raz spokojna, raz wzburzona.
- No dobra. Powiedzmy, że rozumiem - przytaknął Jake. - Ale co z resztą?
- Ja od zawsze byłem tak zwanym "wolnym duchem" - zaśmiał się basista, a pozostali, słysząc to stwierdzenie, tylko mu zawtórowali. - Nieokiełznany wiatr do mnie pasuje dokończył.
- Jako magik najbardziej lubiłem wykonywać sztuczki z ogniem. Płomienie zawsze mnie fascynowały - wspominał Jinxx. - Poza tym zawsze byłem dość... żywiołowy.
- A u mnie to całkiem logiczne - zaczął CC. - Trzęsienia ziemi mogą zniszczyć dosłownie wszystko. Dokładnie tak jak ja i moja siła. Zniszczyłem już wiele rzeczy na koncertach, bądź imprezach. Poza tym zawsze byłem bardzo wytrzymały. Nie tylko fizycznie, ale i psychicznie.
- Dobra! Może i macie rację - skapitulował niechętnie gitarzysta. - Ale to dalej nie wyjaśnia dlaczego padło na mnie!
- Jake, opowiadałeś mi o swojej przeszłości - zaczął Andy. - Sam pomyśl. Spotkały cię największe nieszczęście tego świata, a ty nadal masz siłę żyć. Mimo cierpienia masz w sobie światło.
Gitarzysta nie wiedział co powiedzieć. Nigdy nie pomyślałby o tragedii swojego życia w sposób, jaki pokazał mu jego przyjaciel. Co prawda Jake próbował popełnić samobójstwo, jednak teraz sam nie był pewien czy naprawdę tego pragnął. Od momentu pojawienia się w drugim świecie ani razu nie pomyślał o ponowieniu próby odebrania sobie życia. W tym momencie nie był nawet przekonany do powodu jego skłonności samobójczych. Utrata bliskich, mimo, że niezwykle bolesna, nie mogła być bezpośrednią przyczyną. Podczas każdej żałoby coś jakby na siłę pogłębiało cierpienie i nie pozwalało pogodzić się z losem. Być może winę za wszystko ponosiły ukrywające się wokół demony, jednak nie było żadnych podstaw, aby tak twierdzić i istniało duże prawdopodobieństwo, że takowe już nigdy się nie znajdą.
- Jake? Wszystko w porządku? - Gitarzystę nagle wyrwał z zamyślenia głos Ashley'a.
- Chyba tak - odpowiedział mu niepewnie. - Lepiej pomyślmy jak się stąd wydostać.
- Można by za pomocą naszych zdolności wywołać w twierdzy zamieszanie, ale pozostaje problem z kratami - stwierdził Jinxx, uderzając dłonią w jeden z metalowych szczebli, jakby na potwierdzenie swoich słów. - Ja i CC nie zdołamy otworzyć wszystkich cel. Ich jest prawie trzydzieści...
- Poczekaj chwilę - przerwał mu Ashley. - Kto umie i jest w stanie otworzyć celę? - zapytał już normalnie uwięzionych rebeliantów. W odpowiedzi zgłosiło się kilkadziesiąt osób z różnych cel. Głównie były to dziewczyny dysponujące wisiorkami lub spinkami, dzięki którym z łatwością mogły otworzyć zamki, choć nie brakowało też przedstawicieli płci męskiej.
- Tyle chyba wystarczy - stwierdził Andy, podnosząc się z ziemi. Niestety zaraz po tym zachciało się i gdyby nie to, że Jinxx niemal natychmiast go złapał, najlepiej doświadczyłby bardzo bolesnego upadku. - Dzięki - szepnął do gitarzysty.
- Może lepiej zaczekamy z tą ucieczką? Ledwo trzymasz się na nogach. W takim stanie nie będziesz mógł się bronić.
- Nie ma mowy! - zaprzeczył gwałtownie wokalista. - Nie obchodzi mnie to. Trudno. Może śmierć jest mi pisana, ale jeśli tak to chcę abym zginął tylko ja. Wiem, że nie zdołacie ochronić jednocześnie siebie, rebeliantów i mnie.
- Ale Andy...
- My cię nie zostawimy! - krzyknął nagle jeden z więźniów, przerywając Jinxx'owi.
- Jesteś naszym liderem! - odezwała się pewna dziewczyna z drugiej strony lochów.
- I prorokiem! - odpowiedział bardzo pewnie kolejny więzień.
- Zawsze będziemy wam wierni! - powiedziały jednocześnie pewne bliźniaczki, które bardzo często mówiły w ten sposób.
- Kilkoro z nas zajmie się tobą, a reszta będzie walczyć u boku wybrańców - zaproponowała jedna z dziewczyn, wyciągając zza paska skrawek czarnego materiału. Gdy go rozwinęła, okazało się, że widniał na niej pentacharm, stanowiący jednocześnie logo zespołu. - Za szczęście! Za wolność! Za Black Veil Brides! - krzyknęła, unosząc materiał w górę.
- Black Veil Brides! Black Veil Brides! - zawtórowali jej pozostali rebelianci.
To było coś czego nie można było opisać słowami. Lojalność i odwaga jakimi w tamtej chwili wykazała się Armia BVB, wydawały się być nieosiągalne dla zwykłego człowieka. Ten moment był najpiękniejszym czego zespół mógł wtedy doświadczyć.
- A więc... - zaczął CC, przyglądając się uważnie twarzom rebeliantów. - ... pora na ucieczkę.
- Ha! Wiedziałem! - ogłosił triumfalnie Ashley za pomocą telepatii.
- Niby co takiego? - zapytał Andy.
- Skoro czterech z nas panuje nad podstawowymi żywiołami to czym dysponują demony?
- Ciemnością - odpowiednio bez namysłu Jinxx.
- A co jest przeciwieństwem ciemności? - dopytywał się dalej, chcąc aby zespół sam doszedł do jego wniosków.
- O rany! Ash ma rację! Jake włada światłem! - CC aż złapał się za głowę. Nie mógł uwierzyć, że wcześniej nie domyślił się czym był piąty dar. - Jake, ty farciarzu!
- Ale chwila, moment! - zaprotestował nagle zdezorientowany gitarzysta. - Dlaczego ja?! Przecież światło do mnie nie pasuje! Każdy z was lepiej się nadaje!
- Niezupełne - odpowiedział mu spokojnie Andy. - Ja jestem zwykle opanowany, ale momentami emocje biorą górę . Zupełnie jak woda w oceanie. Raz spokojna, raz wzburzona.
- No dobra. Powiedzmy, że rozumiem - przytaknął Jake. - Ale co z resztą?
- Ja od zawsze byłem tak zwanym "wolnym duchem" - zaśmiał się basista, a pozostali, słysząc to stwierdzenie, tylko mu zawtórowali. - Nieokiełznany wiatr do mnie pasuje dokończył.
- Jako magik najbardziej lubiłem wykonywać sztuczki z ogniem. Płomienie zawsze mnie fascynowały - wspominał Jinxx. - Poza tym zawsze byłem dość... żywiołowy.
- A u mnie to całkiem logiczne - zaczął CC. - Trzęsienia ziemi mogą zniszczyć dosłownie wszystko. Dokładnie tak jak ja i moja siła. Zniszczyłem już wiele rzeczy na koncertach, bądź imprezach. Poza tym zawsze byłem bardzo wytrzymały. Nie tylko fizycznie, ale i psychicznie.
- Dobra! Może i macie rację - skapitulował niechętnie gitarzysta. - Ale to dalej nie wyjaśnia dlaczego padło na mnie!
- Jake, opowiadałeś mi o swojej przeszłości - zaczął Andy. - Sam pomyśl. Spotkały cię największe nieszczęście tego świata, a ty nadal masz siłę żyć. Mimo cierpienia masz w sobie światło.
Gitarzysta nie wiedział co powiedzieć. Nigdy nie pomyślałby o tragedii swojego życia w sposób, jaki pokazał mu jego przyjaciel. Co prawda Jake próbował popełnić samobójstwo, jednak teraz sam nie był pewien czy naprawdę tego pragnął. Od momentu pojawienia się w drugim świecie ani razu nie pomyślał o ponowieniu próby odebrania sobie życia. W tym momencie nie był nawet przekonany do powodu jego skłonności samobójczych. Utrata bliskich, mimo, że niezwykle bolesna, nie mogła być bezpośrednią przyczyną. Podczas każdej żałoby coś jakby na siłę pogłębiało cierpienie i nie pozwalało pogodzić się z losem. Być może winę za wszystko ponosiły ukrywające się wokół demony, jednak nie było żadnych podstaw, aby tak twierdzić i istniało duże prawdopodobieństwo, że takowe już nigdy się nie znajdą.
- Jake? Wszystko w porządku? - Gitarzystę nagle wyrwał z zamyślenia głos Ashley'a.
- Chyba tak - odpowiedział mu niepewnie. - Lepiej pomyślmy jak się stąd wydostać.
- Można by za pomocą naszych zdolności wywołać w twierdzy zamieszanie, ale pozostaje problem z kratami - stwierdził Jinxx, uderzając dłonią w jeden z metalowych szczebli, jakby na potwierdzenie swoich słów. - Ja i CC nie zdołamy otworzyć wszystkich cel. Ich jest prawie trzydzieści...
- Poczekaj chwilę - przerwał mu Ashley. - Kto umie i jest w stanie otworzyć celę? - zapytał już normalnie uwięzionych rebeliantów. W odpowiedzi zgłosiło się kilkadziesiąt osób z różnych cel. Głównie były to dziewczyny dysponujące wisiorkami lub spinkami, dzięki którym z łatwością mogły otworzyć zamki, choć nie brakowało też przedstawicieli płci męskiej.
- Tyle chyba wystarczy - stwierdził Andy, podnosząc się z ziemi. Niestety zaraz po tym zachciało się i gdyby nie to, że Jinxx niemal natychmiast go złapał, najlepiej doświadczyłby bardzo bolesnego upadku. - Dzięki - szepnął do gitarzysty.
- Może lepiej zaczekamy z tą ucieczką? Ledwo trzymasz się na nogach. W takim stanie nie będziesz mógł się bronić.
- Nie ma mowy! - zaprzeczył gwałtownie wokalista. - Nie obchodzi mnie to. Trudno. Może śmierć jest mi pisana, ale jeśli tak to chcę abym zginął tylko ja. Wiem, że nie zdołacie ochronić jednocześnie siebie, rebeliantów i mnie.
- Ale Andy...
- My cię nie zostawimy! - krzyknął nagle jeden z więźniów, przerywając Jinxx'owi.
- Jesteś naszym liderem! - odezwała się pewna dziewczyna z drugiej strony lochów.
- I prorokiem! - odpowiedział bardzo pewnie kolejny więzień.
- Zawsze będziemy wam wierni! - powiedziały jednocześnie pewne bliźniaczki, które bardzo często mówiły w ten sposób.
- Kilkoro z nas zajmie się tobą, a reszta będzie walczyć u boku wybrańców - zaproponowała jedna z dziewczyn, wyciągając zza paska skrawek czarnego materiału. Gdy go rozwinęła, okazało się, że widniał na niej pentacharm, stanowiący jednocześnie logo zespołu. - Za szczęście! Za wolność! Za Black Veil Brides! - krzyknęła, unosząc materiał w górę.
- Black Veil Brides! Black Veil Brides! - zawtórowali jej pozostali rebelianci.
To było coś czego nie można było opisać słowami. Lojalność i odwaga jakimi w tamtej chwili wykazała się Armia BVB, wydawały się być nieosiągalne dla zwykłego człowieka. Ten moment był najpiękniejszym czego zespół mógł wtedy doświadczyć.
- A więc... - zaczął CC, przyglądając się uważnie twarzom rebeliantów. - ... pora na ucieczkę.
środa, 6 stycznia 2016
Rozdział 27 "Cela"
- One final fight, for this tonight. Woah... With knives and pens we made our plight. Woah... Well I can't go on without your love, you lost, you never...
- Ashley, zamknij się wreszcie! - krzyknął Jake ze swojej celi wyraźnie zirytowany śpiewem przyjaciela.
- A co ci się nie podoba?!
- Jak już masz śpiewać to wybierz inną piosenkę, bo mnie dołujesz!
Basista już nie odpowiedział. Rozumiał o co chodziło Jake'owi. Od kilku godzin siedzieli w ciemnym, wilgotnym więzieniu, pozbawieni nadziei i jakiejkolwiek szansy na ratunek. Wybrańcy mogli uciec dzięki przenikaniu przez ściany lub niewidzialności, ale wiedzieli, że jeżeli to zrobią rebelianci zginą. Nie mogli też wszystkich uwolnić ponieważ stanowili zbyt liczną grupą, której dyskretne wyprowadzenie z fortecy było niemożliwe.
Problem stanowiło też rozmieszczenie więźniów. Buntownicy zostali zamknięci w kilkuosobowych grupach, a wybrańców umieszczono pojedynczo w znacznie oddalonych od siebie celach, zapewne po to aby w razie ucieczki nie można było uwolnić całego zespołu.
Nagle wielkie wrota otworzyły się, a do lochów weszły dwa demony ciągnące za sobą zakrwawionego i nieprzytomnego Andy'ego. Więźniowie byli przerażeni tym widokiem. Domyślali się co ich przywódca przeżył w sali tortur, przez co uderzył w nich żal i smutek. Każdy z nich obawiał się cierpienia, choć w głębi duszy pogodzili już się z nieuchronną śmiercią.
Po kilku chwilach demony dotarły do celi Jinxx'a. Otworzyły ją, po czym dosłownie wrzuciły poszkodowanego do środka i zatrzasnęły z hukiem kratę. Gitarzysta natychmiast przysunął się bliżej do przyjaciela.
- Andy? - szepnął, odwracając wokalistę na plecy, na co ten jęknął cicho z bólu.
- Nic mi nie jest - odpowiedział zachrypniętym głosem.
- Jesteś pewien? Nie wyglądasz najlepiej.
- Wytrzymałbym jeszcze trochę, ale udawałem nieprzytomnego, żeby mi dali spokój.
- Wariat - skomentował jednym słowem, ściągając z siebie kurtkę i podkładając Andy'emu pod głowę. - Co oni ci robili?
- Wolałbyś tego nie wiedzieć. Mają tam chyba wszystkie możliwe narzędzia tortur. Dziwne, że nie zrobili mi nic poważnego.
- Hmm... Faktycznie - powiedział, przyglądając się ranom Andy'ego. - Musieli mieć specjalny rozkaz. Innego wytłumaczenia nie ma.
- Jinxx! Co z nim?! - zawołał telepatycznie CC, aby w razie czego nie martwić pozostałych rebeliantów.
- Wszystko gra - odpowiedział tym samym sposobem wokalista, tym samym uspokajając przyjaciół. - Zamiast martwić się o mnie, pomyślelibyście jak się stąd wydostać.
- Pewnie cię nie zaskoczę mówiąc, że nic nie wymyśliliśmy - stwierdził Ashley. - Chociaż... A co by było gdybyśmy połączyli nasze moce?
- Przecież nie wiemy który z nas posiada dar! - skarcił go Jake.
- Ty go masz.
- A skąd ta pewność? - zapytał podejrzliwie. W pierwszej chwili nie przyjął do wiadomości słów Ash'a.
- Ostatnio odkryłem, że władam powietrzem - odpowiedział tak jakby to było coś całkowicie normalnego.
- Niby kiedy chciałeś nam o tym powiedzieć! Przez ciebie Andy wystawił się za mnie! A gdyby...
- Na litość, zamknij się! Jestem Prorokiem, więc to logiczne, że chcą mnie pomęczyć! Ciebie zabiliby od razu! - wrzasnął na niego wściekły wokalista, a Jake, słysząc jego ton głosu natychmiast ucichł. Chciał się sprzeciwić, ale po chwili namysłu uznał, że Andy miał całkowitą rację i gdyby nie jego poświęcenie, demony z pewnością już dawno uśmierciłyby gitarzystę.
Jake był wściekły. Nie potrafił znieść myśli, że to on posiadał dar, a mimo tego nie mógł nic zrobić. W jednej chwili uderzyło w niego poczucie winy. Tak bardzo chciał wszystkich ocalić, ale nie wiedział jak. Potrzebował cudu.
- Jake... - odezwał się nagle CC, który z daleka widział gitarzystę.
- Co?! - warknął wyrwany z zamyślenia.
- Świecisz.
- Ashley, zamknij się wreszcie! - krzyknął Jake ze swojej celi wyraźnie zirytowany śpiewem przyjaciela.
- A co ci się nie podoba?!
- Jak już masz śpiewać to wybierz inną piosenkę, bo mnie dołujesz!
Basista już nie odpowiedział. Rozumiał o co chodziło Jake'owi. Od kilku godzin siedzieli w ciemnym, wilgotnym więzieniu, pozbawieni nadziei i jakiejkolwiek szansy na ratunek. Wybrańcy mogli uciec dzięki przenikaniu przez ściany lub niewidzialności, ale wiedzieli, że jeżeli to zrobią rebelianci zginą. Nie mogli też wszystkich uwolnić ponieważ stanowili zbyt liczną grupą, której dyskretne wyprowadzenie z fortecy było niemożliwe.
Problem stanowiło też rozmieszczenie więźniów. Buntownicy zostali zamknięci w kilkuosobowych grupach, a wybrańców umieszczono pojedynczo w znacznie oddalonych od siebie celach, zapewne po to aby w razie ucieczki nie można było uwolnić całego zespołu.
Nagle wielkie wrota otworzyły się, a do lochów weszły dwa demony ciągnące za sobą zakrwawionego i nieprzytomnego Andy'ego. Więźniowie byli przerażeni tym widokiem. Domyślali się co ich przywódca przeżył w sali tortur, przez co uderzył w nich żal i smutek. Każdy z nich obawiał się cierpienia, choć w głębi duszy pogodzili już się z nieuchronną śmiercią.
Po kilku chwilach demony dotarły do celi Jinxx'a. Otworzyły ją, po czym dosłownie wrzuciły poszkodowanego do środka i zatrzasnęły z hukiem kratę. Gitarzysta natychmiast przysunął się bliżej do przyjaciela.
- Andy? - szepnął, odwracając wokalistę na plecy, na co ten jęknął cicho z bólu.
- Nic mi nie jest - odpowiedział zachrypniętym głosem.
- Jesteś pewien? Nie wyglądasz najlepiej.
- Wytrzymałbym jeszcze trochę, ale udawałem nieprzytomnego, żeby mi dali spokój.
- Wariat - skomentował jednym słowem, ściągając z siebie kurtkę i podkładając Andy'emu pod głowę. - Co oni ci robili?
- Wolałbyś tego nie wiedzieć. Mają tam chyba wszystkie możliwe narzędzia tortur. Dziwne, że nie zrobili mi nic poważnego.
- Hmm... Faktycznie - powiedział, przyglądając się ranom Andy'ego. - Musieli mieć specjalny rozkaz. Innego wytłumaczenia nie ma.
- Jinxx! Co z nim?! - zawołał telepatycznie CC, aby w razie czego nie martwić pozostałych rebeliantów.
- Wszystko gra - odpowiedział tym samym sposobem wokalista, tym samym uspokajając przyjaciół. - Zamiast martwić się o mnie, pomyślelibyście jak się stąd wydostać.
- Pewnie cię nie zaskoczę mówiąc, że nic nie wymyśliliśmy - stwierdził Ashley. - Chociaż... A co by było gdybyśmy połączyli nasze moce?
- Przecież nie wiemy który z nas posiada dar! - skarcił go Jake.
- Ty go masz.
- A skąd ta pewność? - zapytał podejrzliwie. W pierwszej chwili nie przyjął do wiadomości słów Ash'a.
- Ostatnio odkryłem, że władam powietrzem - odpowiedział tak jakby to było coś całkowicie normalnego.
- Niby kiedy chciałeś nam o tym powiedzieć! Przez ciebie Andy wystawił się za mnie! A gdyby...
- Na litość, zamknij się! Jestem Prorokiem, więc to logiczne, że chcą mnie pomęczyć! Ciebie zabiliby od razu! - wrzasnął na niego wściekły wokalista, a Jake, słysząc jego ton głosu natychmiast ucichł. Chciał się sprzeciwić, ale po chwili namysłu uznał, że Andy miał całkowitą rację i gdyby nie jego poświęcenie, demony z pewnością już dawno uśmierciłyby gitarzystę.
Jake był wściekły. Nie potrafił znieść myśli, że to on posiadał dar, a mimo tego nie mógł nic zrobić. W jednej chwili uderzyło w niego poczucie winy. Tak bardzo chciał wszystkich ocalić, ale nie wiedział jak. Potrzebował cudu.
- Jake... - odezwał się nagle CC, który z daleka widział gitarzystę.
- Co?! - warknął wyrwany z zamyślenia.
- Świecisz.
niedziela, 3 stycznia 2016
Rozdział 26 "Podstęp"
Z dziennika Ashley'a
"Nie sądziłem, że jeszcze coś tu napiszę, ale jednak. Jestem bardzo wdzięczny Agnes za to, że przechowała mój dziennik, który zapomniałem zabrać.
A więc znów tutaj jesteśmy. Pierwsza bitwa może rozegrać się lada dzień, a ja zamiast zastanawiać się czy jesteśmy gotowi, zamartwiam się o Andy'ego. Ostatnio jest bardzo niespokojny i nie chce powiedzieć dlaczego. Zapewne nie chce nas martwić. Próbowaliśmy czytać w jego myślach, ale Andy nie jest głupi. Wiedział, że będziemy tego próbować, dlatego blokuje nas i nie wpuszcza do swojego umysłu. Coraz bardziej mnie to irytuje. Jest najmłodszy, a chce nas chronić na każdym kroku, nawet za cenę życia. Może to ma związek z jego przeszłością? Tego nie wiem, ale wydaję mi się, że tak.
Dwa dni temu zauważyłem, że potrafię kontrolować powietrze. Mogę wywołać potężną wichurę, a nawet tornado jeśli mam taki kaprys. Nikomu jednak o tym nie powiedziałem. Gdybym się przyznał, Jake byłby w niebezpieczeństwie. W końcu to oczywiste, że to on ma najważniejszą moc. Zastanawiam się jaka ona jest. Skoro my panujemy nad żywiołami, a sprzymierzeńcem naszych wrogów jest ciemność, to czym włada nasz gitarzysta? Światłem? Bardzo możliwe, ale to tylko moje spekulacje.
Co będzie dalej? Nie wiem. Ale wyznam coś w sekrecie. Czuję jakieś zimne i przerażające spojrzenie na sobie. Jego właściciel jest blisko."
Eva szybko zaaklimatyzowała się wśród rebeliantów. Odnowiła wiele starych przyjaźni i zawiązała nowe, ale mimo wszystko najbliżej trzymała się swoich idoli. Mimo, że otaczało ją wiele cudownych osób brakowało jej kogoś. Wśród buntowników nie znalazła swojej najlepszej przyjaciółki. Pytała buntowników o jej losy, ale niestety nikt nic nie wiedział. Dziewczyna usiadła na jednej ze starych skrzynek, nadal rozmyślając o zaginionej przyjaciółce, gdy niespodziewanie przesiadł się do niej Andy.
- Eva, mogę cię o coś spytać? - zagarnął z charakterystycznym dla niego uśmiechem.
- Pewnie. A o co?
- Chodzi mi o twój dziennik. Przekazała mi go pewna dziewczyna. Miała na imię Camila i...
- O mój boże! Dałam jej go zanim mnie dopadli. Cztery ostatnie wpisy są jej autorstwa. Co się z nią stało? - przerwała mu, słysząc dobrze jej znane imię. Chciała nareszcie dowiedzieć się prawdy. Miała już dość ciągłych pytań i domysłów. Czuła, że to co usłyszy nie spodoba jej się, ale to jej nie zniechęciło.
- Przyszła do mojego domu. Zaczęła opowiadać, że jestem Prorokiem, ale przyszły po nas demony. Sam nie wiem kiedy zniknęła. Potem zaatakowali mnie, a ja wyskoczyłem przez okno i znalazłem się w po raz pierwszy w tym świecie. To wszystko. - Eva w jednej chwili bardzo posmutniała, co wokalista od razu zauważył. Bez wahania objął dziewczynę ramieniem, a ta oparła głowę o jego ramię.
- Była moją najlepszą przyjaciółką - szepnęła załamana.
- Spokojnie. Znajdziemy ją. Obiecuję - próbował ją pocieszyć najlepiej jak umiał.
- Nie mów tak. Pewnie już dawno...
- Nawet nie kończ. Przecież nie wiemy co się stało. Na pewno mają jeszcze jedną siedzibę, o której nie wiemy. Tam też mogą być jeńcy, a wśród nich Camila. Musisz po prostu uwierzyć, że ją znajdziemy.
Eva pokiwała tylko głową i uśmiechnęła się niemrawo. Tak bardzo chciała wierzyć w słowa Andy'ego, ale dobrze wiedziała co spotyka pojmanych rebeliantów. Ponad to bolało ją, że odebrano jej pamięć i wysłano do szpitala psychiatrycznego mimo, że była normalna. Odcięto ją od przyjaciół. Nie mogła im pomóc, a teraz cierpiała z tego powodu.
Westchnęła cicho, po czym podziękowała Andy'emu, że ten próbował ją pocieszyć i odeszła. Chciała pospacerować po podziemnym schronie, który stał się jej nowym domem. Przez cały czas myślała o poprzednim życiu i swoich rodzicach. Prawda była taka, że buntownicy pochodzili z pierwszego świata, ale posiadali dar. Żyli jak przeciętne nastolatki, ale pewnego dnia dowiadywali się o istnieniu miejsca, do którego mogli uciec kiedy tylko chcieli. Znajdywali tam przyjaciół i zrozumienie, jakiego często im brakowało. Niektórzy zostawali tam na zawsze,a ludzie uznawali, że zostali porwani lub sami uciekli z domu. Inni natomiast zakładali rodziny i żyli w spokoju jednym ze światów. Teraz jednak wiele osób uciekło w obawie o bezpieczeństwo swoje bliskich, a pozostali tylko młodociani rebelianci, którzy wykazali niezwykłą odwagę stawiając opór "F.E.A.R".
Pogrążona w myślach Eva nawet nie zauważyła kiedy znalazła się w najbardziej odosobnionej części schronu. Już miała zawracać kiedy nagle usłyszała cichy szmer. Zaniepokojona postanowiła to sprawdzić, ale gdy tylko trochę się zbliżyła, zobaczyła Agnes i cztery demony. Pech chciał, aby jedna ze zjaw dostrzegła dziewczynę. W jednej chwili zniknęła i pojawiła się tuż za nią. Zanim Eva cokolwiek zrobiła, została uderzona w głowę i powalona na ziemię. Straciła przytomność.
Agnes podeszła do zespołu. Zachowywała się całkowicie normalnie, ale to była tylko gra aktorska. Niestety wybrańcy niczego nie zauważyli i zaczęli rozmawiać z nią o planie działania. W pewnym momencie kobieta nie wytrzymała i zaczęła się głośno śmiać, a jej nienaturalnie niski i nieludzki głos wszystkich przeraził.
- Wy głupcy! Agnes już dawno tu nie ma, a wy zginiecie! - krzyknęła, łapiąc za swoją szatę i ukazując swoje prawdziwe oblicze. Buntownicy zobaczyli trupiobladą, młodą kobietę, wyglądającą jak najwyższa kapłanka samego diabła. Jej oczy były całkowicie czarne, a z jej ust sączyła się smolista ciecz. - Myśleliście, że mnie przechytrzycie?! Niedoczekanie! Brać ich!
Nagle spośród buntowników zaczęły wyłaniać się demony, które wcześniej porwały wiele osób i zastąpiły ich miejsce. Zaskoczeni rebelianci zostali otoczeni, a w ich kierunku wyciągnięto ostrza. Wybrani chcieli przystąpić do ataku, ale wiedzieli, że jeśli to zrobią ich młodzi przyjaciele zginą.
- Poddajcie się. I tak wiecie jak to się skończy - zaśmiała się kapłanka.
Jinxx warknął wściekły, po czym muzycy na raz podnieśli ręce. Demony natomiast podeszły do nich i skuli zarówno ich jak i pozostałych rebeliantów.
- A teraz powiecie mi grzecznie który z was ma ten wielki dar.
- To ja - odpowiedział jej bez chwili wahania Andy. Reszta zespołu chciała się odezwać, ale wokalista skarcił ich za pomocą telepatii. Tylko oni mogli w ten sposób rozmawiać więc nie musieli się obawiać i wykrycie oszustwa.
- Przywódca. Tego się spodziewałam - powiedziała z satysfakcją. - Zabrać ich do sanktuarium! Zajmiemy się nimi jak trzeba - rozkazała swoim sługom po czym rozpłynęła się w powietrzu.
Buntownicy zostali wyprowadzeni na powierzchnię u ruszyli w kierunku wskazanym przez demony. Było bardzo zimno, a śnieg nie ułatwiał wędrówki, ale nikt okazał swojej słabości. Każdy z nich zaciskał zęby, byleby nie dać wrogowi chociaż odrobiny satysfakcji.
Po prawie pięciu godzinach nieustannego marszu ich oczom ukazała się olbrzymia forteca otoczona z każdej strony murami. Fortyfikacja zawierała elementy bardzo podobne do sześciennego więzienia, ale o wiele bardziej przerażała swoim wyglądem. Rebelianci natychmiast zostali wprowadzeni do lochów, gdzie zamknięto ich w ciasnych celach. Jedynym wyjątkiem był Andy, którego demony oddzieliły od reszty więźniów i zaciągnęły w nieznanym kierunku. Wokalista jednak domyślał się co go czeka. To było oczywiste z racji tego, że przyznał się do posiadania daru.
Sala tortur.
"Nie sądziłem, że jeszcze coś tu napiszę, ale jednak. Jestem bardzo wdzięczny Agnes za to, że przechowała mój dziennik, który zapomniałem zabrać.
A więc znów tutaj jesteśmy. Pierwsza bitwa może rozegrać się lada dzień, a ja zamiast zastanawiać się czy jesteśmy gotowi, zamartwiam się o Andy'ego. Ostatnio jest bardzo niespokojny i nie chce powiedzieć dlaczego. Zapewne nie chce nas martwić. Próbowaliśmy czytać w jego myślach, ale Andy nie jest głupi. Wiedział, że będziemy tego próbować, dlatego blokuje nas i nie wpuszcza do swojego umysłu. Coraz bardziej mnie to irytuje. Jest najmłodszy, a chce nas chronić na każdym kroku, nawet za cenę życia. Może to ma związek z jego przeszłością? Tego nie wiem, ale wydaję mi się, że tak.
Dwa dni temu zauważyłem, że potrafię kontrolować powietrze. Mogę wywołać potężną wichurę, a nawet tornado jeśli mam taki kaprys. Nikomu jednak o tym nie powiedziałem. Gdybym się przyznał, Jake byłby w niebezpieczeństwie. W końcu to oczywiste, że to on ma najważniejszą moc. Zastanawiam się jaka ona jest. Skoro my panujemy nad żywiołami, a sprzymierzeńcem naszych wrogów jest ciemność, to czym włada nasz gitarzysta? Światłem? Bardzo możliwe, ale to tylko moje spekulacje.
Co będzie dalej? Nie wiem. Ale wyznam coś w sekrecie. Czuję jakieś zimne i przerażające spojrzenie na sobie. Jego właściciel jest blisko."
Eva szybko zaaklimatyzowała się wśród rebeliantów. Odnowiła wiele starych przyjaźni i zawiązała nowe, ale mimo wszystko najbliżej trzymała się swoich idoli. Mimo, że otaczało ją wiele cudownych osób brakowało jej kogoś. Wśród buntowników nie znalazła swojej najlepszej przyjaciółki. Pytała buntowników o jej losy, ale niestety nikt nic nie wiedział. Dziewczyna usiadła na jednej ze starych skrzynek, nadal rozmyślając o zaginionej przyjaciółce, gdy niespodziewanie przesiadł się do niej Andy.
- Eva, mogę cię o coś spytać? - zagarnął z charakterystycznym dla niego uśmiechem.
- Pewnie. A o co?
- Chodzi mi o twój dziennik. Przekazała mi go pewna dziewczyna. Miała na imię Camila i...
- O mój boże! Dałam jej go zanim mnie dopadli. Cztery ostatnie wpisy są jej autorstwa. Co się z nią stało? - przerwała mu, słysząc dobrze jej znane imię. Chciała nareszcie dowiedzieć się prawdy. Miała już dość ciągłych pytań i domysłów. Czuła, że to co usłyszy nie spodoba jej się, ale to jej nie zniechęciło.
- Przyszła do mojego domu. Zaczęła opowiadać, że jestem Prorokiem, ale przyszły po nas demony. Sam nie wiem kiedy zniknęła. Potem zaatakowali mnie, a ja wyskoczyłem przez okno i znalazłem się w po raz pierwszy w tym świecie. To wszystko. - Eva w jednej chwili bardzo posmutniała, co wokalista od razu zauważył. Bez wahania objął dziewczynę ramieniem, a ta oparła głowę o jego ramię.
- Była moją najlepszą przyjaciółką - szepnęła załamana.
- Spokojnie. Znajdziemy ją. Obiecuję - próbował ją pocieszyć najlepiej jak umiał.
- Nie mów tak. Pewnie już dawno...
- Nawet nie kończ. Przecież nie wiemy co się stało. Na pewno mają jeszcze jedną siedzibę, o której nie wiemy. Tam też mogą być jeńcy, a wśród nich Camila. Musisz po prostu uwierzyć, że ją znajdziemy.
Eva pokiwała tylko głową i uśmiechnęła się niemrawo. Tak bardzo chciała wierzyć w słowa Andy'ego, ale dobrze wiedziała co spotyka pojmanych rebeliantów. Ponad to bolało ją, że odebrano jej pamięć i wysłano do szpitala psychiatrycznego mimo, że była normalna. Odcięto ją od przyjaciół. Nie mogła im pomóc, a teraz cierpiała z tego powodu.
Westchnęła cicho, po czym podziękowała Andy'emu, że ten próbował ją pocieszyć i odeszła. Chciała pospacerować po podziemnym schronie, który stał się jej nowym domem. Przez cały czas myślała o poprzednim życiu i swoich rodzicach. Prawda była taka, że buntownicy pochodzili z pierwszego świata, ale posiadali dar. Żyli jak przeciętne nastolatki, ale pewnego dnia dowiadywali się o istnieniu miejsca, do którego mogli uciec kiedy tylko chcieli. Znajdywali tam przyjaciół i zrozumienie, jakiego często im brakowało. Niektórzy zostawali tam na zawsze,a ludzie uznawali, że zostali porwani lub sami uciekli z domu. Inni natomiast zakładali rodziny i żyli w spokoju jednym ze światów. Teraz jednak wiele osób uciekło w obawie o bezpieczeństwo swoje bliskich, a pozostali tylko młodociani rebelianci, którzy wykazali niezwykłą odwagę stawiając opór "F.E.A.R".
Pogrążona w myślach Eva nawet nie zauważyła kiedy znalazła się w najbardziej odosobnionej części schronu. Już miała zawracać kiedy nagle usłyszała cichy szmer. Zaniepokojona postanowiła to sprawdzić, ale gdy tylko trochę się zbliżyła, zobaczyła Agnes i cztery demony. Pech chciał, aby jedna ze zjaw dostrzegła dziewczynę. W jednej chwili zniknęła i pojawiła się tuż za nią. Zanim Eva cokolwiek zrobiła, została uderzona w głowę i powalona na ziemię. Straciła przytomność.
***
Agnes podeszła do zespołu. Zachowywała się całkowicie normalnie, ale to była tylko gra aktorska. Niestety wybrańcy niczego nie zauważyli i zaczęli rozmawiać z nią o planie działania. W pewnym momencie kobieta nie wytrzymała i zaczęła się głośno śmiać, a jej nienaturalnie niski i nieludzki głos wszystkich przeraził.
- Wy głupcy! Agnes już dawno tu nie ma, a wy zginiecie! - krzyknęła, łapiąc za swoją szatę i ukazując swoje prawdziwe oblicze. Buntownicy zobaczyli trupiobladą, młodą kobietę, wyglądającą jak najwyższa kapłanka samego diabła. Jej oczy były całkowicie czarne, a z jej ust sączyła się smolista ciecz. - Myśleliście, że mnie przechytrzycie?! Niedoczekanie! Brać ich!
- Poddajcie się. I tak wiecie jak to się skończy - zaśmiała się kapłanka.
Jinxx warknął wściekły, po czym muzycy na raz podnieśli ręce. Demony natomiast podeszły do nich i skuli zarówno ich jak i pozostałych rebeliantów.
- A teraz powiecie mi grzecznie który z was ma ten wielki dar.
- To ja - odpowiedział jej bez chwili wahania Andy. Reszta zespołu chciała się odezwać, ale wokalista skarcił ich za pomocą telepatii. Tylko oni mogli w ten sposób rozmawiać więc nie musieli się obawiać i wykrycie oszustwa.
- Przywódca. Tego się spodziewałam - powiedziała z satysfakcją. - Zabrać ich do sanktuarium! Zajmiemy się nimi jak trzeba - rozkazała swoim sługom po czym rozpłynęła się w powietrzu.
Buntownicy zostali wyprowadzeni na powierzchnię u ruszyli w kierunku wskazanym przez demony. Było bardzo zimno, a śnieg nie ułatwiał wędrówki, ale nikt okazał swojej słabości. Każdy z nich zaciskał zęby, byleby nie dać wrogowi chociaż odrobiny satysfakcji.
Po prawie pięciu godzinach nieustannego marszu ich oczom ukazała się olbrzymia forteca otoczona z każdej strony murami. Fortyfikacja zawierała elementy bardzo podobne do sześciennego więzienia, ale o wiele bardziej przerażała swoim wyglądem. Rebelianci natychmiast zostali wprowadzeni do lochów, gdzie zamknięto ich w ciasnych celach. Jedynym wyjątkiem był Andy, którego demony oddzieliły od reszty więźniów i zaciągnęły w nieznanym kierunku. Wokalista jednak domyślał się co go czeka. To było oczywiste z racji tego, że przyznał się do posiadania daru.
Sala tortur.
Subskrybuj:
Posty (Atom)