Gdy ostatnie płomienie żałobnego ognia zgasły, przywódcy udali się w milczeniu z powrotem do sali obrad. Każdy z nich czuł narastającą nienawiść do Voice of F.E.A.R, oraz jego armii. Polegli, mimo że dojrzali, byli jeszcze dziećmi. Mieli przed sobą całe życie. Posiadali w sobie siłę i chęć dokonania czegoś wielkiego. Tymczasem zostali barbarzyńsko zamordowani za to, że bronili tego w co wierzyli. Przywódcy wiedzieli, że tak dłużej być nie mogło. W tej chwili Sanktuarium było najważniejsze. Atak na kwaterę główną F.E.A.R. miał stanowić jednocześnie zemstę i ostatecznie zwycięstwo. Hołd oddany podległym.
- Nie mam zamiaru darować tego co zrobił F.E.A.R. - zaczął Ashley, gdy wszyscy ponownie zebrali się wokół stołu. - Mam ochotę ich zniszczyć. Sanktuarium musi upaść.
- Też tak uważam - powiedział Ghost, pochylając się nad mapą. - Potrzebujemy planu działania. Tak jak wcześniej mówili Ricky i Chris, na wzgórzu zostawimy pułapkę. Ale ja bym jeszcze zrobił to samo z tym - mówiąc, wskazał na równoległe do wymienionego wzniesienia, miejsce. - Dzięki temu osłabimy ich. Następnie oddział poprowadzony przez Falling in Reverse zaatakują od wschodu, a nasz od zachodu. Podczas walki wszyscy przeniesiemy walkę do bramy głównej.
- Chyba rozumiem do czego zmierzasz - odezwał się Ryan, będący gitarzystą w zespole Motionless in White. - Cała uwaga demonów skupi się na nas, więc nikt nie będzie pilnować tyłów.
- Dokładnie - przytaknął Ghost, po czym skierował swoje spojrzenie w kierunku stojacych obok Wybrańców. - Gdy my będziemy walczyć, wedrzecie się z oddziałem do Sanktuarium. Wasza piątka musi znaleźć salę tronową. Tam z pewnością przebywa Najwyższa Kapłanka. To ona jest źródłem mocy F.E.A.R., oraz samego Voice'a. Możliwe, że przetrzymywane są tam też Agnes i Eva.
- Jestem w stanie zrozumieć dlaczego porwali szamankę - wtrącił się Radke. - Ale po co im Eva? To jeszcze dziecko.
- Ta dziewczyna ma w sobie więcej siły niż myślimy. Agnes to wiedziała i szkoliła ją. Eva ma zająć miejsce Najwyżej Kaplanki. To dlatego ta dała moc Voice'owi. Używa go, aby zlikwidować zagrożenie, czyli Evę, Agnes i Wybrańców. Tak naprawdę ma F.E.A.R. w głębokim poważaniu - wyjaśnił mu Jacoby Shaddix; wokalista zespołu Papa Roach. Był on jednym z najstarszych walczących buntowników. Choć mógł, nie odszedł, mimo że ułożył sobie życie w pierwszym świecie. On i cały jego zespół czuli się odpowiedzialni za młodych rebeliantów. Jakby nie patrzeć kiedyś byli na ich miejscu, więc byłoby dla nich niehonorowe, gdyby nie przystąpili do walki. Poza tym doskonale rozumieli, że jeśli buntownicy i Wybrańcy przegrają w drugim świecie, dla pierwszego nie będzie ratunku. - Rozmawiałem o tym kiedyś z Agnes. Na długo przed przybyciem Wybrańców - dodał, kierując wzrok na wspomnianą piątkę.
- Dlaczego w takim takim razie nie zamordowała ich? Mogła to zrobić już dawno!
- Mam pewne podejrzenia - odezwał się nagle Jinxx, tym samym zwracajac na siebie uwagę zebranych. - Przeglądając kiedyś księgę zaklęć natrafiłem na rytuał, dzięki któremu można wchłonąć czyjeś moce. Ma ograniczenie. Użyte dwa razu może znacząco uszkodzić użytkownika, a nawet go zabić. Myślę, że Kapłanka chce przejąć moce nasze, Evy i Agnes.
Przywódcy spojrzeli po sobie z wyraźnym przerażeniem. Gdyby to co powiedział Mistyk, spełniło się, obydwa światy byłyby stracone, a wojna przegrana. Moce i zdolności całej siódemki w ciele Kapłani sprawiłyby, że ta byłaby nie do pokonania, a przejęcie kontroli nad obydwoma światami stałoby się wręcz drobnostką.
- Nie możemy się poddać. Jeśli będziemy się bronić, rytuał nie dojdzie do skutku, ponieważ nasza energia będzie za bardzo rozproszona. Tylko gdy będziemy bezbronni, Kapłanka będzie w stanie wchłonąć nasze moce - kontynuował Jinxx.
- A jeśli się zabijemy? - wtrącił nagle Andy, czym wywołał niemały szok wśród zebranych.
- Nasze moce umrą razem z nami - odparł Mistyk, siląc się na spokój, co o dziwo mu się udało. Prorok westchnął ciężko, patrząc w nic nie znaczy punkt, po czym spojrzał kolejno na każdego z członków swojego zespołu.
- Musimy przygotować się na najgorsze - powiedział wokalista, odwracając się plecami do przywódców. Jedynie przekręcił nieco w bok głowę, aby wszyscy dobrze go słyszeli. - Jeśli przegramy, Kapłana nie może zgarnąć naszych mocy. Oliver, twój oddział zajmuje się medycyną. Niech ktoś od was przygotuje mi fiolkę z trucizną. Ma zadziałać natychmiast - kontynuował, nie patrząc na nikogo. Nagle poczuł na swoim ramieniu czyjąś rękę. Odwrócił się i ujrzał za sobą Żałobnika. Jego oczy były smutne, lecz na ustach widniał ironiczny uśmiech.
- A więc śmierć w końcu przyszła i po mnie - stwierdził cicho. W tej właśnie chwili pozostali Wybrańcy podeszli bliżej. W pełni świadomi i pewni znaczenia tego czynu. Niemej deklaracji wierności i poświęcenia. - Oliver, przygotujcie fiolki także dla nas.
- Oraz dla Agnes i Evy. Bardzo możliwe, że też wypiją - dodał CC.
Nikt nie odezwał się nawet słowem. Mimo że każdy chciał odwieść Wybrańców od tego pomysłu, wiedzieli, że to daremne. Popełnienie samobójstwa w razie klęski było jedynym wyjściem, które dawało jakiekolwiek szanse na zwycięstwo w dalszej walce rebeliantów.
Jako że nikt nie miał już nic do dodania, zebranie się zakończyło. Przywódcy wyszli z sali i ruszyli każdy w swoim kierunku. Przygotowania rozpoczęły się niemal natychmiast. Technicy w zwartej grupie planowali pułapki i doskonalili broń. Kilku zwiadowców ruszyło w teren, a stratedzy planowali rozkład armii podczas walki. Co jakiś czas ktoś biegał między oddziałami w celu porozumienia się i ustalenia szczegółów. Choć czasami dochodziło do drobnych sprzeczek i niedociągnięć, wszystko zmierzało we właściwym kierunku.
W tym czasie Ashley wyszedł na dach budynku i usiadł na samym skraju. Patrzył w dal. Sam nie do końca wiedział dlaczego. Nie szukał niczego konkretnego. Po prostu patrzył. Dzień powoli chylił się ku końcowi. Na horyzoncie zachodzące słońce tworzyło wraz z chmurami piękną kompozycję fioletu, błękitu i czerwieni. To właśnie tam patrzył Deviant. Do chwili kiedy poczuł na swoim ramieniu czyjąś rękę. Odwrócił się i ujrzał za sobą Niszczyciela we własnej osobie.
- Czemu siedzisz tu sam? - zapytał CC, siadając obok. Ashley nie odpowiedział. Sam nie wiedziałem czemu tu przyszedł. Właściwie zrobił to bez konkretnych zamiarów. - Zobacz co zrobili technicy - zagadnął, wyciągając pistolet. Nie wyglądał normalnie. Był zmodyfikowany i pomalowany. - Udało im się skonstruować pistolet strzelający laserami, które potrafią zranić demony. Wysłali po kilka sztuk do innych oddziałów.
- Innych?
- Są rozrzuceni po całym pustkowiu. Każdy atakuje inną bazę F.E.A.R.
- Kto nimi dowodzi? - spytał zainteresowany Ashley.
- Zespoły muzyczne - zaśmiał się perkusista. - My Chemical Romance, Tokio Hotel... Nawet The Gazette nam pomaga!
- Ten zespół z Japonii? - zdziwił się Deviant. Jakoś nigdy nie podejrzewałby, że nawet taka kapela miała styczność z demonami. Chociaż to wyjaśniałoby co niektóre ich teledyski.
- A co? Rebelianci są wszędzie - powiedział z szerokim uśmiechem, jednak po której chwili jakby posmutniał. - Odesłałem dzisiaj dziewczynę. Miała najwyższej dwanaście lat. Widziałem, że chce tu z nami zostać i walczyć, ale zdecydowała się wrócić. Wiesz dlaczego? - W odpowiedzi otrzymał jedynie przeczące kręcenie głową. - Jest sierotą i ma czteroletniego brata. Jest taka młoda, a odwagą i rozsądkiem bije nas wszystkich na głowę.
- Masz rację - przytaknął mu basista z nikłym uśmiechem na ustach.
- Dobra! Powiedzieć ci coś na rozweselenie?
- Dajesz, stary. Mnie już nic nie zaskoczy - powiedział pewnie. Widział i zrobił już nie jedno, więc sądził, że był przygotowany na dosłownie wszystko.
- Escape to Fate też tutaj są. - Na te słowa oboje parsknęli niekontrolowanym śmiechem. Ashley, aby utrzymać równowagę, złapał za ramię przyjaciela. Jak każdy, wiedzieli jakie stosunki łączyły zespół z ich byłym wokalistą.
- Poważnie?! I to nie wybuchło?! - odezwał się basista, ścierając łzę śmiechu z twarzy.
- Ponoć właśnie coś wybuchło! - zaśmiał się CC. - Radke nie był zachwycony ich obecnością.
- Żałuję, że nas tu wtedy nie było. To musiał być niezły widok - stwierdził Deviant z chytrym uśmiechem.
- Ja też. Po tym wydarzeniu przywódcy postanowili odesłać jeden zespół na dalszy front. A że Ronnie jest narwańcem i posiada większą charyzmę, został tutaj.
- Rozumiem. Były jeszcze jakieś starcia? - zagadnął zainteresowany Ashley.
- Tak. Podobno ktoś z My Chemical Romance wyciął numer Motionless'owi i Radke. A ci byli, delikatnie mówiąc, wściekli - odpowiedział mu, wstając i oddalając się dwa kroki od krawędzi. Ashley zaś nadal siedział na swoim miejscu i obserwował każdy ruch przyjaciela. - Lepiej chodź, bo jeszcze się... - urwał, czując nagle, że temperatura się podnosi.
Oboje spojrzeli na krajobraz. Śnieg zaczął w zawrotnym tempie topnieć, a woda po nim natychmiast odparowała. Przed budynek wybiegli niemal wszyscy rebelianci, aby zobaczyć co się dzieje. W zaledwie kilka minut po zimie nie było śladu. Wszystko wróciło do pierwotnego stanu. Baza znów stała w samym środku pustyni. Wszędzie był tylko piach i wysuszona do granic możliwości ziemia. Ani jednego źdźbła trawy.
- Czyżby demonom było za zimno? - odezwał się pierwszy Ashley, bystrym spojrzeniem badając całą okolicę.
- Myślę, że tylko chcieli nas zdziesiątkować - usłyszeli za sobą głos Proroka. Odwrócili się i zobaczyli, że oprócz niego przyszli tu też pozostali Wybrańcy. Całą trójka podeszli do Ashley'a i CC'ego. - To się nie udało. Widocznie sobie odpuścili, skoro znów mamy do czynienia z Saharą - kontynuował, spuszczając wzrok na coś, co przez cały ten czas trzymał w dłoniach. Spomiędzy jego palców zwisały czarne rzemyki. - Medycy przygotowali dla nas truciznę - westchnął, rozdając pozostałym fiolki. - Mam nadzieję, że okażą się zbędne - dodał, kiedy w dłoniach zostały mu trzy ampułki. Wszystkie zawiesił sobie na szyi. W tym samym czasie pozostali zrobili to samo ze swoimi. - Jutro rozpęta się piekło. Wielu pewnie nie wróci. Uważajcie na siebie - poprosił, patrząc w dal.
Pozostali Wybrańcy również spojrzeli w tamtą stronę. Stali w rzędzie. Wyprostowani i dumni. Gotowi do walki oraz w pełni świadomi możliwej śmierci. Piątka Wybrańców. Nie znają swojego przeznaczenia. Mimo to staną na czele buntowników. I będą walczyć wśród nich. Aż nie zwyciężą w chwale, lub skonają w męczarniach, pokonani przez ich wrogów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz