- Jinxx!
Jinxx! Jinxx! - skandowali przechodnie. Wołali tak do młodego magika o czarnych
włosach i niebieskich oczach. Wykonywał najróżniejsze sztuczki. Od najłatwiej
po najbardziej wymyślne. Najchętniej pracował z ogniem. To był jego znak
rozpoznawczy. Wszyscy wiedzieli kim on był. W bardzo krótkim czasie stał się
lokalną gwiazdą. Kolejny błysk. Kolejna sztuczka. Pisk zachwyconych dzieci.
- Na dziś
to już koniec! Dziękuję za przybycie i dobranoc! - Ukłonił się nisko. Pokaz się
skończył, a magik zaczął zbierać swoje akcesoria. Zebrany tłum powoli się
rozchodził.
- Naprawdę
masz na imię Jinxx? - Chłopak podniósł wzrok i zobaczył małą dziewczynkę w
fioletowej sukience tulącej do siebie misia. Miała około sześć lat i była po
prostu urocza.
- Nie - odpowiedział, uśmiechając się do niej przyjaźnie. -
Mam na imię Jeremy, a ty?
- Nina. A czemu tak na ciebie wołają?
- Cóż... - ciemnowłosy wyciągnął z kieszeni marynarki talię
kart. - ... jest dużo kart, prawda? - zapytał dziewczynki. Ta natomiast
przytaknęła i z zaciekawieniem przyglądała się ruchom mężczyzny. - Tak samo
jest dużo chłopaków o imieniu Jeremy. - kontynuował, przy czym pokazał małej rozmówczyni
czwórkę pik. - Ale Jinxx jest tylko jeden - powiedział, jednocześnie zmieniając
jednym sprawnym ruchem czwórkę w jockera.
- Łał! Jak to zrobiłeś?
- Magią.
- Nina! Chodź już! - odezwała się nagle pewna kobieta
siedząca nieco dalej na ławce.
- Już mamo! - odpowiedziała, po czym zwróciła się do
iluzjonisty. - Muszę iść. Do widzenia panie Jinxx.
- Do widzenia.
Chłopak zarzucił na siebie długi, czarny płaszcz, podniósł
walizkę i ruszył przed siebie, rozweselony rozmową z dziewczynką. Lubił dzieci.
Nawet bardzo. To one były jego największymi fanami. Czuł ogromną radość, gdy
widział ich uśmiechnięte twarze. Miał szczęście, że widywał to często. W końcu
był magikiem ulicznym. Największą przyjemność sprawiało mu jednak odwiedzanie
różnych domów dziecka. Wiedział, że to wyjątkowo smutne miejsca, ponieważ sam
wychował się w jednym z nich. Nie znał swoich rodziców, ale nie miał nigdy do
nich żalu. Po prostu ich nie było, jakby nigdy nie istnieli. Miał dobre życie.
Dogadywał się zarówno z rówieśnikami jak i z opiekunami.
Ośrodek, w którym przebywał wyróżniał fakt, że na urodziły
każdego z podopiecznych wynajmowano jakąś atrakcję. Kiedy Jeremy miał 8 lat na
jego urodziny przyszedł magik, który pokazywał różne sztuczki. To właśnie wtedy
chłopak się tym zainteresował. Ćwiczył każdego dnia, by już jako dwudziestodwuletni
mężczyzna, dojść do perfekcji.
Zainteresowania Jinxx'a nie kończyły się jednak na zwykłych
sztuczkach. Sięgało to o wiele dalej niż można by się spodziewać. Jeremy bardzo
chętnie czytał różne książki na temat telekinezy i mistycyzmu. W swoim domy
miał naprawdę imponującą kolekcję. Od zawsze lubił też słuchać różnych historii
o duchach i innych zjawiskach paranormalnych Wiele z nich znał na pamięć.
Ironią losu było to, że od dłuższego czasu śniły mu się
koszmary, z których pamiętał ogromną, oświetloną świecami świątynię i demona,
który próbował go udusić. Nie miał pojęcia co to wszystko miało znaczyć, jednak
miał wrażenie, że ten dziwny sen nie był pozbawiony sensu.
Szedł tak przez główny plac. Było już po dwudziestej drugiej,
ale dopiero teraz ta część miasta ożywała. Najliczniejszą grupę stanowili
młodzi ludzie idący w kilkuosobowych grupach na jakąś imprezę w jednym z
nocnych klubów. Jeremy skręcił w jedną z uliczek coraz bardziej oddalając się
od zgiełku panującego na placu. To miała być noc jak każda inna. Miał wrócić do
tego samego domu przechodząc tą samą trasę, by wyspać się i nazajutrz znowu dać
pokaz przed przypadkową publicznością. Życie napisało jednak zupełnie inny
scenariusz, który zmienił jego życie na zawsze.
Jinxx, odkąd oddalił się od głównego placu, miał dziwne
wrażenie, że ktoś go śledzi. Obserwuje. Rozejrzał się dookoła siebie, jednakże
nikogo nie było widać. Szedł dalej, ale znacznie przyspieszył tępo. Nagle
usłyszał za sobą jakieś kroki. Bał się coraz bardziej. Odwrócił głowę i dopiero
teraz zobaczył demona ze swojego snu. Był całkowicie pewien, że nie ma zwidów.
Zbyt dokładnie pamiętał tę zjawę, aby teraz pomylić ją z jakimś zwyczajnym
przechodniem.
Zaczął biec, a widmo natychmiast przystąpiło do pościgu.
Jeremy wbiegł w jedną z ciasnych uliczek pomiędzy blokami licząc, że tam uda mu
się zgubić napastnika. Niestety czarna postać okazała się dużo szybsza.
Dogoniła chłopaka, pchnęła z całej siły na ścianę, a ręce zacisnęła na szyi
swojej ofiary, skutecznie uniemożliwiając w ten sposób oddychanie. Jinxx był
jednak przygotowany na tego typu sytuacje. Zawsze zanim wychodził z domu
zabierał ze sobą na wszelki wypadek niewielki nóż, by w razie czego mógł się
obronić przed jakimś bandytą. Wiedział dobrze, że nocne ulice nie są
bezpieczne. Wyciągnął szybko ostrze i szybkim ruchem wbił je w napastnika.
Zaskoczona postać odsunęła się i złapała za zranione miejsce, natomiast Jeremy
uciekł. Był pewien, że demon i tak nie da za wygraną. W tamtej chwili magik nie
mógł zrobić nic innego niż ukryć się gdzieś i poczekać do rana. Ale gdzie?
Chłopak wybiegł na jakieś skrzyżowanie, a jego oczom ukazał
się miejscowy kościół.
- "Boże, żeby
tylko był otwarty.”
Podbiegł do wielkich, drewnianych drzwi, chwycił za klamkę,
po czym pchnął do przodu. Odetchnął z ulgą, gdy tylko usłyszał głośne skrzypnięcie
wywołane przez stare, nieco zardzewiałe zawiasy. Wszedł go środka, sprawdzając
jednocześnie, czy na pewno nikt go nie widział, po czym zamkną drzwi i starannie
je zabarykadował. Gdy skończył oparł się o ścianę, próbując uspokoić oddech.
Miał nadzieję, że to już koniec. Wiedział, że nie da rady już dalej
uciekać. Z zamyślenia wyrwał go nagły dźwięk uderzania w drzwi. Uderzenia
były tak mocne, że barykada ledwo wytrzymywała.
- "Co teraz?"
Jinxx był przerażony. Powoli zaczął się cofać, trzymając
się blisko ściany. W pewnym momencie jego plecy zetknęły się ze starymi
drzwiami prowadzącymi do podziemnej krypty. Te nagle otworzyły się, a magik
spadł z kamiennych schodów na sam dół.
Chłopak nie potrafił się podnieść. Wszystko go bolało, a
ostatnie co usłyszał to dźwięk pękającego drewna oznaczający, że barykada
zawiodła, a zjawa z całą pewnością zaraz go znajdzie. Oczy chłopaka powoli się
zamknęły.
Umarł?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz