sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 2 "Dewiant"

- Ashley, coś ty tam zrobił?! Przez ciebie wywalili nas z imprezy! - wrzasnął zielonooki blondyn patrząc oskarżycielsko na idącego obok przyjaciela.
- Oj tam, nie dramatyzuj - odpowiedział mu, odgarniając jednocześnie czarne potargane włosy, sięgające mu do ramion.
- Ja dramatyzuję? Ja chciałem się tylko normalnie zabawić, ale to skrajnie niemożliwe, bo ty zawsze się w coś wpakujesz - skarcił go kumpel. - A tak w ogóle dlaczego to robisz, co?
- Sam nie wiem. - Wzruszył obojętnie ramionami. - Po prostu robię co chcę i nie przejmuję się konsekwencjami. Nawet jeśli to co robię czasem nie jest chociażby przyzwoite. Korzystam z życia.
- Nie dziwię się dlaczego tak na ciebie mówią - mruknął pod nosem blondyn na tyle cicho, że Ashley ledwo to usłyszał.
- A jak mówią? - spytał zaciekawiony.
- Nie obrazisz się?
- Jasne, że nie. No mów.
- Dewiant - wyrzucił z siebie zielonooki z nutą niepewności w głosie. Ashley nic na to nie odpowiedział. Zaśmiał się jedynie przypominając sobie niektóre ze swoich wybryków.
- "No. Faktycznie to do mnie pasuje" - stwierdził po chwili.
Zawsze lubił oddawać się chwili. Nienawidził zasad i ograniczeń, dlatego bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia zaspokajał swoje pragnienia i potrzeby w taki sposób jaki jemu najbardziej odpowiadał.
Miał głowę pełną pomysłów. Od najmłodszych lat wyróżniał się spośród rówieśników, przez co był najpopularniejszy w całej szkole. Jednak zdecydowanej większości ludzi nie odpowiadał jego sposób bycia. Szczególnie nauczyciele zwracali uwagę zarówno jemu, jak i jego rodzicom na nietypowe zachowanie chłopaka. Nic to jednak nie dało, bo pomimo tego, że Ash miał już dwadzieścia cztery lata, w tej kwestii prawie nic się nie zmienił, czego nie można było powiedzieć o jego wyglądzie. Niegdyś mały chłopczyk z urodą aniołka stał się wysokim i przystojnym rockmanem o ostrych, męskich rysach twarzy. Zupełne przeciwieństwo dawnego siebie. Dalsi krewni, którzy nie widzieli go przez parę lat w ogóle nie mogli go poznać. Nawet kiedyś zdarzyło się, że Ash musiał siedzieć ze swoją nieco zakręconą ciotką dobrą godzinę i tłumaczyć jej, że on to on, a nie jakiś obcy dla niej mężczyzna.
Dwójka przyjaciół szła razem przez miasto późnym wieczorem. Było cicho i bardzo spokojnie. Ashley lubił noc. Czuł się wtedy najlepiej. Uwielbiał nie tylko imprezować, ale i chodzić po ulicach, rozmyślając nad różnymi tematami. Mało kto by się tego po nim spodziewał, a jednak mimo wszystko bardzo cenił spokój.
- Dobra. To co? Widzimy się we wtorek, nie? - odezwał się ciemnowłosy, gdy znaleźli się pod jego domem.
- Jasne. Tylko błagam cię. Stonuj trochę, ok?
- Ha ha! Postaram się. Na razie - pożegnał się idąc w stronę mieszkania.
- Cześć stary.
Ashley zniknął za drzwiami swojego domu. Mieszkał na przedmieściach w dworku odziedziczonym po dziadkach, którzy prowadzili kiedyś bardzo dochodowy biznes. Gdy przyszedł czas emerytury, postanowili przepisać dom na ich jedynego wnuka w ramach prezentu, chcąc by dorobek ich życia pozostał w rodzinie. Oni sami przeprowadzili się na wieś, gdzie żyli spokojnie z dala od zgiełku miasta.
Chłopak rozsiadł się w fotelu i włączył telewizor. Jedyne o czym teraz marzył to sen, ale wiedział, że i tak nie zaśnie spokojnie. Od tygodnia męczyły go jakieś dziwne koszmary. Pamiętał z nich tylko migawki, a mianowicie jakiś symbol przypominający gwiazdę i pustkowie, na którym stały zniszczone i wyglądające na całkowicie opuszczone baraki.


Wdział jeszcze czarną zjawę kroczącą ku niemu z ostrym jak brzytwa sztyletem w dłoni. Zawsze wtedy się budził i nie potrafił na nowo zasnąć. Te sny przerażały go do tego stopnia, że przez kilka następnych godzin nie potrafił się uspokoić. Dodatkowo nie mógł pozbyć się przeczucia, że niedługo coś się wydarzy. Tylko co?
Stary, zabytkowy zegar wybił godzinę 23:00. Ashley przetarł leniwie oczy, wyłączył telewizor i poszedł do łazienki. Ściągnął z głowy bandanę, po czym zrzucił z siebie dżinsową kamizelkę, którą odłożył na jedną z szafek. Przemył twarz zimną wodą. Bez otwierania oczu sięgnął po ręcznik wiszący obok. Wytarł się, spojrzał w lustro i zamarł.
W odbiciu zobaczył, że ktoś cicho przemyka się przez korytarz. Chłopak w pierwszej chwili pomyślał, że to włamywacz, a przynajmniej miał taką nadzieję, gdyż sylwetka jaką udało mu się zobaczyć ani trochę nie wyglądała na ludzką.
 Wyszedł powolnym krokiem z łazienki, jednocześnie rozglądając się we wszystkich kierunkach. Nikogo nie zauważył. W całym domu było cicho i ciemno. Jedynym, znikomym źródłem światła był telewizor. Chłopak zdziwił się, bo był pewny, że go wyłączył. Włączony kanał nic nie odbierał. Śnieżył. Ashley rozejrzał się dokładnie po pokoju. Teraz dopiero zauważył, że w najciemniejszym kącie stoi jakaś wysoka postać. Mało tego, to była zjawa z jego snów. Patrzyła na niego nieprzerwanie, a w prawej ręce dzierżyła sztylet. Chłopak stał jak sparaliżowany. Jego oddech z każdą chwilą stawał się coraz bardziej chaotyczny. Nie miał odwagi mrugnąć, a co dopiero się ruszyć. Czarna postać nie miała jednak zamiaru dłużej czekać. Gwałtownie ruszył na przód. Ashley momentalnie odzyskał świadomość. Zaczął biec w stronę drzwi wejściowych. Gdy już miał chwycić za klamkę, zjawa złapała go za ramię i przyciągnęła do siebie. Już miała dźgnąć chłopaka, gdy ten uderzył zmorę z całej siły w twarz i mocnym szarpnięciem wyrwał się z uścisku. Wybiegł z domu wprost na ulicę. Zobaczył światła. Usłyszał pisk opon. Poczuł niewiarygodny ból. Potem była już tylko ciemność.

Umarł?

1 komentarz:

  1. Dopiero 2 rozdziały, a już mi się podoba!!! Czekam na kolejne rozdziały <3

    OdpowiedzUsuń