czwartek, 30 czerwca 2016

Rozdział 29 "Wielka Ucieczka"

            Ashley przymknął powieki i skupił się na swoich mocach. Po krótkiej chwili niemalże całej twierdzy rozpętała się ogromna wichura, która skutecznie uniemożliwiła demonom poruszanie się. Wiatr, mimo, że niezwykle potężny, nie zgasił płomieni świec znajdujących się w niektórych pomieszczeniach. Właśnie ten ogień wykorzystał Jinxx, który za jego pomocą podpalił wszystko co znajdowało się w salach. Moce Dewianta i Mistyka nie kolidowały ze sobą. Wręcz przeciwnie. Wiatr wywołany przez basistę znacznie wzmocniły i rozprzestrzeniły płomienie.
            W czasie gdy w twierdzy zapanował chaos, wybrańcy i rebelianci otwierali kolejne cele. CC, za pomocą swojej siły, z łatwością wyłamywał kraty, a Jinxx, który dzięki Ashley’owi nie musiał już dłużej kontrolować ognia, jednym dotknięciem niszczył metalowe pręty. Kilkoro uwolnionych buntowników podbiegło do poranionego Andy’ego, po czym pomogło mu wstać i wyjść z celi. Zaraz po uwolnieniu ostatniej grupy nastolatków wszyscy wybiegli schodami na korytarz. Tam ich oczom ukazał się istny armagedon. Demony były niemalże wszędzie. Część z nich miotała się po ziemi, usiłując ugasić ogień, który spalał ich żywcem, natomiast pozostałe usiłowały opanować sytuację. Jednakże gdy dostrzegły uwolnionych rebeliantów, jakby w jednej chwili zapomniały o wszystkim i ruszyły do ataku. Dokładnie tego spodziewał się Jake, który postanowił wypróbować swoje nowo odkryte zdolności. Bez wahania wystąpił przed szereg, a jego ciało ponownie otoczyła biała poświata, ale tym razem była o wiele jaśniejsza. W przeciągu zaledwie jednej chwili całkowicie oślepiła demony, dzięki czemu buntownicy mogli uciec. Ta przewaga nie trwała jednak długo, ponieważ gdy tylko CC, jako jeden z pierwszych osób, które dobiegły do wyjścia, wyważył kilkoma ciosami wielkie, metalowe drzwi do budynku wdarły się promienie słońca, równoważąc tym samym światło Jake’a.
            Demony, zaraz po tym jak odzyskały wzrok, ruszyły do ataku. Pozbawieni broni rebelianci zaczęli uciekać, jednak gruba warstwa śniegu znacznie spowalniała ich bieg. Zjawy z łatwością doganiały i obezwładniały kolejne osoby. W pewnym momencie jeden z nich zaatakował dwójkę nastolatków, na ramionach których opierał się poraniony Andy. Gdy cała trójka została powalona na ziemię demon wbił swoją włócznię w ciało szesnastoletniej dziewczyny, zabijając ją na miejscu. Kolejną ofiarą stał się około czternastoletni chłopak, który pod wpływem wściekłości rzucił się na napastnika, jednocześnie krzycząc, aby Prorok uciekał. Ten jednak zamiast ratować siebie uniósł drżącą rękę i używając swoich mocy zamroził zjawę. Nie był jednak w stanie jej zniszczyć, gdyż brakowało mu sił.
- Uciekaj stąd! - krzyknął do chłopaka.
- Ale przecież…
- Natychmiast! - Zaskoczony nastolatek jedynie skinął głową i gdy już z bólem serca miał wykonać rozkaz wybrańca, zamrożony demon przełamał lód i jednym sprawnym ruchem wbił swoje ostrze w klatkę piersiową nastolatka. - Nie! - wrzasnął Andy na widok plującego krwią i osuwającego się bezwładnie na ziemię chłopaka. To było przerażające. Nastolatek, który jeszcze przed chwilą chciał ratować wokalistę, leżał teraz martwy w kałuży krwi. Czarna szkarada odwróciła się w stronę zszokowanego Proroka i ruszyła w jego stronę. Andy nie miał szans na ucieczkę. Był za słaby. Jedyne co mógł zrobić to zamknąć oczy i biernie czekać na śmierć.
            Szkarada zamachnęła się i gdy już włócznia miała przebić ciało wokalisty coś uderzyło napastnika w głowę z taką siłą, że ten upadł na ziemię. Wtórowały temu głośne okrzyki nastolatków. Andy otworzył powoli oczy, a to co zobaczył przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Demony zostały zaatakowane przez niezwykle liczną grupę buntowników. Nie byli oni jednak uciekinierami z więzienia. Uzbrojeni rebelianci stanowili jakby niezależny od nich oddział. Zarówno liczebność, jak i atak z zaskoczenia sprawił, że większość demonów odpuściła walkę i uciekła, a pozostałe zostały niemal natychmiast zgładzone z rąk buntowników.
- Co słychać, stary? - usłyszał nagle za sobą dobrze mu już znany głos. Andy natychmiast odwrócił się i spojrzał na klękającą właśnie przed nim osobę z kilkoma tatuażami na twarzy.
- Ronnie? Co ty tu robisz? - zapytał zaskoczony widokiem wokalisty zespołu Falling in Reverse. Nigdy nie przypuszczałby, że spotka go w takich okolicznościach.

Ronnie Radke

- Ratuję cię. Nie widać? - odpowiedział, zarzucając sobie na bark rękę przyjaciela i pomagając mu wstać. - Macie szczęście, że oddział Lizzy nas powiadomił o ataku na was - zagadnął, gdy razem z pozostałymi rebeliantami ruszyli przed siebie.
- Kogo?
- Lizzy Hale. Na pewno przynajmniej kojarzysz tę rudowłosą piękność z zespołu Halestorm - stwierdził z rozbawieniem.
- Dlaczego nic nie wiedziałem o innych oddziałach?
- Nie było takiej potrzeby. Im więcej nas się ukrywało tym lepiej. Czekając na wybrańców zbieraliśmy armię. Mieliśmy się z wami spotkać za kilka dni, a przynajmniej tak było ustalone z Agnes. Jednakże ostatnio nie odpowiedziała na list. To był sygnał, że coś się stało. Zanim cokolwiek zadecydowaliśmy, zwiadowcy zespołu Halestom powiadomili nas o ataku na was i zaprowadzili mój oddział aż tutaj.
- Przybyliście w samą porę - powiedział, przymykając oczy i opierając się bardziej o przyjaciela.
- Hej, wszystko w porządku? - zapytał zaniepokojony Ronnie.
- Tak. Trochę mi słabo, ale jest ok.
- Mam nadzieję, że mi tu nie zemdlejesz.
- Aż tak źle ze mną nie jest - zaśmiał się cicho.
            Po niecałej godzinie doszli do starego, zniszczonego budynku, przypominającego opuszczoną fabrykę. Ściany pokryte były kolorowym graffiti z czego większość przedstawiała loga różnych zespołów muzycznych. Wśród nich nie zabrakło oczywiście pentacharmu, będącego symbolem zespołu Black Veil Brides. Przy wejściu czekał na nich ubrany w biały podkoszulek młody mężczyzna. Wybrańcy z uwagą przyglądali się mu, ponieważ jego twarz wydawała się bardzo znajoma.
- Długo was nie było - odezwał się nieznajomy w stronę Ronnie’ego, podchodząc bliżej nowo przybyłych.

Denis Stoff

- Ciebie też miło widzieć, Denis - prychnął z chytrym uśmiechem. Dopiero słysząc imię chłopaka zespół zorientował się kim on był. Przed nimi stał wokalista kapeli Asking Alexandria.
- Może pogadacie sobie w środku - zawołał nagle ktoś z budynku. Spojrzenia wszystkich skierowały się w stronę jednego z okien na drugim piętrze. Tam ich oczom ukazała się blada postać o natapirowanych, czarno-białych włosach. Z pewnością był to basista Motionless in White. Devin, znany też jako Ghost, uśmiechnął się lekko, przyglądając się z góry sojusznikom. - Denis, Ronnie, zaprowadźcie wszystkich do głównej sali i chodźcie. Zwołujemy zebranie przywódców - dodał, po czym zniknął w gmachu budynku.
            Muzycy niemal natychmiast wykonali polecenie Ghost’a. Wszystkich rebeliantów zaprowadzili do przestronnej sali, gdzie na więźniów czekały już ciepły posiłek i pomoc medyczna. Następnie wraz z wybrańcami udali się do pokoju, w którym miało odbyć się zebranie. W naradzie, mimo próśb i nalegań postanowił też wziąć udział Andy. Jedynie jedna z rebeliantek opatrzyła go szybko i podała mu szklankę wody. Zaraz po tym Prorok oparty o ramię Ashley’a udał się do odpowiedniej sali. Ku zaskoczeniu wszystkich wybrańców przywódcami okazali się członkowie zespołów: Papa Roach, Motionless in White, Of Mice & Men, Halestorm, Bring me the Horizon, Falling in Reverse oraz Asking Alexanrtia. Jak się okazało każdy z zespołów dowodził po jednym z oddziałów rebeliantów, a każdy z nich był odpowiedzialny za coś innego. Przykładowo pod dowództwem Halestorm znaleźli się zwiadowcy, a grupa kierowana przez Bring me the Horizon zajmowała się opieką medyczną. Wybrańcy byli pełni podziwu dla tak dobrze zorganizowanej armii. Dzięki niej szansa na zwycięstwo rebeliantów rosła.
- Sądzę, że najwyższa pora zaplanować atak, zanim F.E.A.R. to zrobi. Nie darują nam ucieczki - zaczął Andy, spoglądając na mapę opracowaną przez jednego z buntowników, rozłożonej obecnie na stole pośrodku pokoju. - Gdzie powinniśmy uderzyć?
- Jakieś trzy i pół godziny drogi stąd znajduje się Sanktuarium. Po drodze jest także kilka opuszczonych magazynów, w których będziemy się mogli zatrzymać - odpowiedział mu Olivier z zespołu Bring me the Horizon, wskazując kolejno wymienione miejsca na mapie.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Ostatnio pojawiło się tam dwa razy więcej demonów niż zwykle - odezwała się Lizzy, odgarniając swoje długie, rude włosy.
- A gdyby tak wywabić część z nich za to wzgórze - zaproponował nagle Ricky Horror, będący gitarzystą Motionless in White. - Z pomocą techników moglibyśmy zastawić tam pułapkę. Co o tym sądzisz Chris? - zwrócił się do wokalisty tego samego zespołu.

Ricky "Horror" Olson i Chris "Motionless" Cerulli

- To nie takie głupie. Uwaga demonów skupi się na jednym miejscu, więc część oddziałów będzie mogła wedrzeć się do środka. Możemy jeszcze… - przerwał, gdy rozległo się ciche pukanie do drzwi. - O co chodzi? - Na jego pytanie do środka weszła około trzynastoletnia dziewczyna.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale kazano mi poinformować, że przywieziono ciała poległych - odpowiedziała, po czym wyszła bez słowa. W pokoju zapanowała głucha cisza i nikt nie chciał jej przerywać jako pierwszy.
- Dokończymy to później - odezwał się w końcu Jake. - Jesteśmy im coś winni. Wypełnijmy nasz obowiązek - dodał, kierując się w stronę wyjścia. Pozostali przywódcy bez wahania poszli za Żałobnikiem, ponieważ ten miał rację. Należało oddać hołd tym, którzy stracili tego dnia swoje życia z rąk demonów.
            Gdy wyszli na zewnątrz, ich oczom ukazał się rząd kilku ciał zawiniętych w białe plandeki. Jinxx wystąpił z szeregu przywódców i podchodząc kolejno każdego ciała podpalał je za pomocą swoich mocy. Wszystkiemu towarzyszyła cisza, w której słyszeć się dało jedynie powolne oddechy zebranych wokół buntowników.
            Andy’emu przez cały ten czas w głowie krążyło jedno wspomnienie. Było wielce prawdopodobne, że wśród palących się zawiniątek znajdują się ciała dwójki nastolatków, którzy zginęli, gdy pomagali mu w ucieczce. Proroka bolał fakt, że oni oddali za niego życie, podczas gdy on nawet nie znał ich imion.
- Pomścimy was. Wszystkich was pomścimy - złożył obietnicę, wpatrując się w płomienie ognia, który tego dnia stał się dla poległych najpiękniejszym na świecie nagrobkiem.

sobota, 18 czerwca 2016

Rozdział 28 "Światło"

           Z początku Jake nie zrozumiał co jego przyjaciel chciał mu przekazać, jednak odruchowo spojrzał na swoje dłonie. Właśnie wtedy zorientował się, że całe jego ciało otacza delikatna, ale bardzo jasna poświata. Gitarzysta wziął głęboki oddech, aby opanować skołatane nerwy i uporządkować swoje myśli. Gdy już znacznie się uspokoił, światło zniknęło tak samo niespodziewanie jak się pojawiło.
- Ha! Wiedziałem! - ogłosił triumfalnie Ashley za pomocą telepatii.
- Niby co takiego? - zapytał Andy.
- Skoro czterech z nas panuje nad podstawowymi żywiołami to czym dysponują demony?
- Ciemnością - odpowiednio bez namysłu Jinxx.
- A co jest przeciwieństwem ciemności? - dopytywał się dalej, chcąc aby zespół sam doszedł do jego wniosków.
- O rany! Ash ma rację! Jake włada światłem! - CC aż złapał się za głowę. Nie mógł uwierzyć, że wcześniej nie domyślił się czym był piąty dar. - Jake, ty farciarzu!
- Ale chwila, moment! - zaprotestował nagle zdezorientowany gitarzysta. - Dlaczego ja?! Przecież światło do mnie nie pasuje! Każdy z was lepiej się nadaje!
- Niezupełne - odpowiedział mu spokojnie Andy. - Ja jestem zwykle opanowany, ale momentami emocje biorą górę . Zupełnie jak woda w oceanie. Raz spokojna, raz wzburzona.
- No dobra. Powiedzmy, że rozumiem - przytaknął Jake. - Ale co z resztą?
- Ja od zawsze byłem tak zwanym "wolnym duchem" - zaśmiał się basista, a pozostali, słysząc to stwierdzenie, tylko mu zawtórowali. - Nieokiełznany wiatr do mnie pasuje dokończył.
- Jako magik najbardziej lubiłem wykonywać sztuczki z ogniem. Płomienie zawsze mnie fascynowały - wspominał Jinxx. - Poza tym zawsze byłem dość... żywiołowy.
- A u mnie to całkiem logiczne - zaczął CC. - Trzęsienia ziemi mogą zniszczyć dosłownie wszystko. Dokładnie tak jak ja i moja siła. Zniszczyłem już wiele rzeczy na koncertach, bądź imprezach. Poza tym zawsze byłem bardzo wytrzymały. Nie tylko fizycznie, ale i psychicznie.
- Dobra! Może i macie rację - skapitulował niechętnie gitarzysta. - Ale to dalej nie wyjaśnia dlaczego padło na mnie!
- Jake, opowiadałeś mi o swojej przeszłości - zaczął Andy. - Sam pomyśl. Spotkały cię największe nieszczęście tego świata, a ty nadal masz siłę żyć. Mimo cierpienia masz w sobie światło.
            Gitarzysta nie wiedział co powiedzieć. Nigdy nie pomyślałby o tragedii swojego życia w sposób, jaki pokazał mu jego przyjaciel. Co prawda Jake próbował popełnić samobójstwo, jednak teraz sam nie był pewien czy naprawdę tego pragnął. Od momentu pojawienia się w drugim świecie ani razu nie pomyślał o ponowieniu próby odebrania sobie życia. W tym momencie nie był nawet przekonany do powodu jego skłonności samobójczych. Utrata bliskich, mimo, że niezwykle bolesna, nie mogła być bezpośrednią przyczyną. Podczas każdej żałoby coś jakby na siłę pogłębiało cierpienie i nie pozwalało pogodzić się z losem. Być może winę za wszystko ponosiły ukrywające się wokół demony, jednak nie było żadnych podstaw, aby tak twierdzić i istniało duże prawdopodobieństwo, że takowe już nigdy się nie znajdą.
- Jake? Wszystko w porządku? - Gitarzystę nagle wyrwał z zamyślenia głos Ashley'a.
- Chyba tak - odpowiedział mu niepewnie. - Lepiej pomyślmy jak się stąd wydostać.
- Można by za pomocą naszych zdolności wywołać w twierdzy zamieszanie, ale pozostaje problem z kratami - stwierdził Jinxx, uderzając dłonią w jeden z metalowych szczebli, jakby na potwierdzenie swoich słów. - Ja i CC nie zdołamy otworzyć wszystkich cel. Ich jest prawie trzydzieści...
- Poczekaj chwilę - przerwał mu Ashley. - Kto umie i jest w stanie otworzyć celę? - zapytał już normalnie uwięzionych rebeliantów. W odpowiedzi zgłosiło się kilkadziesiąt osób z różnych cel. Głównie były to dziewczyny dysponujące wisiorkami lub spinkami, dzięki którym z łatwością mogły otworzyć zamki, choć nie brakowało też przedstawicieli płci męskiej.
- Tyle chyba wystarczy - stwierdził Andy, podnosząc się z ziemi. Niestety zaraz po tym zachciało się i gdyby nie to, że Jinxx niemal natychmiast go złapał, najlepiej doświadczyłby bardzo bolesnego upadku. - Dzięki - szepnął do gitarzysty.
- Może lepiej zaczekamy z tą ucieczką? Ledwo trzymasz się na nogach. W takim stanie nie będziesz mógł się bronić.
- Nie ma mowy! - zaprzeczył gwałtownie wokalista. - Nie obchodzi mnie to. Trudno. Może śmierć jest mi pisana, ale jeśli tak to chcę abym zginął tylko ja. Wiem, że nie zdołacie ochronić jednocześnie siebie, rebeliantów i mnie.
- Ale Andy...
- My cię nie zostawimy! - krzyknął nagle jeden z więźniów, przerywając Jinxx'owi.
- Jesteś naszym liderem! - odezwała się pewna dziewczyna z drugiej strony lochów.
- I prorokiem! - odpowiedział bardzo pewnie kolejny więzień.
- Zawsze będziemy wam wierni! - powiedziały jednocześnie pewne bliźniaczki, które bardzo często mówiły w ten sposób.
- Kilkoro z nas zajmie się tobą, a reszta będzie walczyć u boku wybrańców - zaproponowała jedna z dziewczyn, wyciągając zza paska skrawek czarnego materiału. Gdy go rozwinęła, okazało się, że widniał na niej pentacharm, stanowiący jednocześnie logo zespołu. - Za szczęście! Za wolność! Za Black Veil Brides! - krzyknęła, unosząc materiał w górę.
- Black Veil Brides! Black Veil Brides! - zawtórowali jej pozostali rebelianci.
            To było coś czego nie można było opisać słowami. Lojalność i odwaga jakimi w tamtej chwili wykazała się Armia BVB, wydawały się być nieosiągalne dla zwykłego człowieka. Ten moment był najpiękniejszym czego zespół mógł wtedy doświadczyć.
- A więc... - zaczął CC, przyglądając się uważnie twarzom rebeliantów. - ... pora na ucieczkę.